„Super Express”: – Polacy spożywają ponad miliard „małpek”, czyli niewielkich buteleczek z zazwyczaj mocnym alkoholem, rocznie. Co to oznacza?
Krzysztof Brzózka: – Ogromna część wypijanych małpek kupowana jest w godzinach przedpołudniowych, istnieje poważna obawa, że pite są w pracy. Ilość substancji alkoholowej w małpce jest taka, że pozwala na funkcjonowanie z taką ilością alkoholu we krwi,która nie stanowi naruszenia prawa, pozwala normalnie funkcjonować. Zwłaszcza, jeśli pijący rozłoży sobie to na raty, popija tę małpkę jak herbatkę, czy soczek. Jednak takie picie prowadzi do nieszczęścia – bo w pewnym momencie organizm się przyzwyczaja i człowiek nie może już bez niego funkcjonować.
– Jest postulat zakazania małpek. Jednak zawsze ktoś może przelać trunek do mniejszej buteleczki i wziąć do pracy?
– Tak, ale zrobi to osoba, która już ma problem z alkoholem. A nie nieszczęśnicy, którzy zaczynają od małpek, nie przewidując końca, który może ich spotkać.
– Z ostatnich badań wynika, że przynajmniej oficjalnie w Polsce pije się więcej niż w okresie PRL. I, że po alkohol coraz częściej sięgają kobiety?
– To ogromny sukces przemysłu alkoholowego. I ogromny dramat. Stało się tak właśnie także przez smakowe małpki, mieszczące się świetnie w damskich torebkach. A wszystko zaczęło się od piw – najpierw słabych, karmelowych, potem smakowych. To browary zadbały o to, by panie skusiły się na picie piwa.
– Od lat 90. i 2000. widzimy jednak zmianę tak zwanej kultury picia. Ludzie z wódek i alkoholi mocnych przerzucili się na alkohole słabsze, jak piwo?
– Alkoholizm często zaczyna się od piwa, dopiero potem ludzie przerzucają się na mocniejsze alkohole. Błędnie napisana jest nawet ustawa o wychowaniu w trzeźwości. Bo czytamy w niej, że należy promować picie niskoprocentowych trunków. Ale ktoś pijący wódkę, nie przerzuci się na piwo. Raczej należy zadbać, by ta wódka była słabsza. By piwo dotychczas siedmioprocentowe miało cztery proc. A piwo czteroprocentowe dwa. Innym problemem jest reklama alkoholu, piwa. To tak naprawdę wychowywanie przez przemysł alkoholowy przyszłych klientów. Przecież filmik, na którym zwierzę ratuje inne zwierzątko, nie ma oddziaływać na moją, czy pana świadomość, ale na kilkuletnie dzieci. Z reklamą alkoholu powinno być jak z reklamą papierosów. Jej zakaz doprowadził do zmniejszenia spożycia.
– Jednak w reklamach promowany jest odpowiedzialny model picia. Postulat niejeżdżenia autem po spożyciu, itd.?
– Ten napis w trakcie reklamy nic nie daje, gdyż przed spożyciem mało kto ma zamiar wsiąść za kierownicę. Po imprezce, gdy już osobie upojonej przestają działać płaty czołowe – bo tak działa alkohol, jako substancja narkotyczna – ludzie wsiadają za kółko. Dzieje się tak coraz częściej.
– Jest też kwestia dostępności. Jest ustawa o tym, że samorządy mogą zakazać nocnej sprzedaży alkoholu ma sens?
– Oczywiście, że dostępność ma znaczenie. Rzecz w tym, by człowiek decyzję o ilości wypitego alkoholu podejmował na trzeźwo, a nie po wypiciu, gdy już te płaty w mózgu przestają funkcjonować. Natomiast wspomniana ustawa jest potworkiem. Ponieważ tylko pełny zakaz nocnej sprzedaży trunków może być rozwiązaniem problemu.
– I ostatnia rzecz – chodzi o słodycze z alkoholem, które można kupić na normalnych sklepowych półkach. Znacznie groźniejsze niż wódka, bo wódki osoba chora nie kupi, a biorąc cukierki nawet nie ma świadomości, że ma do czynienia z alkoholem?
– Gdy kilka lat temu znalazłem w jednym ze sklepów cukierki z zawartością 4 proc. alkoholu zwróciłem uwagę właścicielowi, że produkt ten powinien być na stoisku z alkoholem. Aby nie dezorientować dzieci, czy właśnie ludzi zażywających lekarstwa. Zostałem wtedy wyśmiany. Tymczasem właśnie po to są stoiska z alkoholem, by trafiały tam produkty alkoholowe, by ludzie wiedzieli z czym mają do czynienia.