Mikołaj Budzianowski

i

Autor: Tomasz Radzik

Mikołaj BUDZANOWSKI, minister Skarbu Państwa: PRZEPŁACANY za GAZ miliardy rocznie - WYWIAD

2012-03-21 12:20

Rozmowa z ministrem Skarbu Państwa Mikołajem Budzanowskim.

"SE": - Powołując pana na stanowisko ministra skarbu, które z zadań wyznaczył panu premier jako to najważniejsze: dokończyć prywatyzację, wyczyścić spółki Skarbu Państwa z ludzi Grzegorza Schetyny czy też uczynić z Polski potęgę gazową?

Mikołaj Budzanowski: - Najważniejszą kwestią jest dla mnie bezpieczeństwo energetyczne i kluczowe inwestycje w tym obszarze. Drugie to wprowadzenie ładu korporacyjnego w spółkach Skarbu Państwa i profesjonalizacja rad nadzorczych i zarządów spółek, pozostających w nadzorze ministra Prywatyzacja to trzeci element.

- Należy przez to rozumieć, że do tej pory rady nadzorcze i zarządy w spółkach z udziałem państwa nie były profesjonalne? Nie wystawia pan najlepszej oceny swojemu poprzednikowi...

- Świat wokół nas zmienia się i na te zmiany trzeba reagować. Nie ma gwarancji, że ktoś, kto sprawdzał się kilka lat temu, poradzi sobie z nowymi wyzwaniami. Szukamy liderów na trudne czasy i żadne inne względy nie mogą być brane pod uwagę przy nominowaniu na stanowiska. Zmiany, które zaszły przez ostatnie trzy miesiące, pokazują, że w radach nadzorczych i zarządach znajdują się osoby, które powinny tam się znaleźć.

- Czyli to koniec czystek personalnych?

- Osoby, które zostały powołane teraz, także będą podlegały ocenie. Będę oceniał szefów spółek tak, jak my ministrowie jesteśmy oceniani przez premiera. Będę obserwował, czego dokonali, co każdy z nich robi i co zamierza zrobić.

- Nie o to pytamy. Czy taki na przykład Herbert Wirth, prezes KGHM, może spać spokojnie i kontynuować wielkie inwestycje w Kanadzie i Ameryce Południowej?

- Prezes KGHM z pewnością podejmuje silne działania, by wzmocnić spółkę na arenie międzynarodowej i zwiększyć wydobycie miedzi. Ale tak jak inni prezesi podlega cyklicznej ocenie.

- Do tej pory w spółkach panu podległych stanowiska straciły osoby uznawane za ludzi Grzegorza Schetyny. Prezes Wirth też jest za takiego uważany. Czyli będzie musiał odejść...

- Nie stygmatyzuję żadnej osoby, która została odwołana. Każda z tych zmian miała charakter merytoryczny i nie była podyktowana jakimikolwiek relacjami osobistymi czy politycznymi. Nie interesuje mnie, kto kogo zna. Liczy się to, co dana osoba potrafi.

- Czy będzie pan dążył do przyjęcia ustawy o nadzorze właścicielskim, która zakłada rzetelną weryfikację osób powoływanych do spółek?

- Tak, ta ustawa ma zlikwidować patologie, które niestety do dzisiaj w spółkach istnieją. Biznes prowadzony przez państwowe spółki niczym się według mnie nie róż-ni od biznesu prywatnego. Świat polityki trzeba od tego oddzielić wysokim murem.

- Powołanie komitetu nominacyjnego, który będzie wyłaniał kandydatów do rad nadzorczych, jak zakładała pierwotna wersja ustawy, nie uchroni spółek od nacisków politycznych.

- Pracujemy nad kształtem tej ustawy. Niewątpliwie muszą zostać w niej zapisane podstawowe kryteria, które mają spełniać osoby wchodzące do rad nadzorczych i zarządów spółek.

- Skoro biznes państwowy niczym nie różni się od tego prywatnego, to może będzie pan chciał zlikwidować ustawę kominową?

- Sztuczne progi finansowe nie powinny dotyczyć zarobków przynajmniej w spółkach, które są uznane za strategiczne dla Polski.

- Czyli będą gigantyczne pensje, nagrody, odprawy...

- Myślę, że opinia publiczna rozumie, że zarobki menedżerów powinny odzwierciedlać odpowiedzialność, jaką ponoszą, a chodzi często o tysiące miejsc pracy i zarządzanie miliardami złotych. Ostatnie wydarzenia pokazały, że pensje muszą być ustalone na podstawie zasad skutecznego działania. Teraz widać gołym okiem, że ograniczenia, które nie uwzględniają tendencji rynkowych, na dłuższą metę prowadzą do patologii. Dlatego jestem zwolennikiem kontraktów menedżerskich, a ich wysokość powinna być uzależniona od terminowości wykonania zadań, wyników, rozwoju firmy, liczby wykonanych odwiertów, ilości wydobytego surowca. Pensja ma zależeć od rezultatów pracy.

- Co jest dla Polski ważniejsze: wydobycie gazu łupkowego czy budowa elektrowni atomowej?

- Jedno i drugie zadanie jest bardzo ważne. Do tego dochodzi jeszcze budowa gazoportu w Świnoujściu i terminalu paliwowego w Gdańsku. To podstawowe inwestycje w zakresie bezpieczeństwa energetycznego.

- Ale początki są trudne. Z powodu protestu mieszkańców padła pierwsza z lokalizacji siłowni jądrowej - w Gąskach. PGE, odpowiedzialna za tę inwestycję, zaniedbała akcję informacyjną, wręcz zlekceważyła lokalną społeczność. To zły prognostyk na przyszłość.

- Każda lokalna społeczność będzie zastanawiała się, co otrzyma z takiej inwestycji, co ona dla niej oznacza i przede wszystkim, czy jest bezpieczna. W sytuacji, kiedy mieszkańcy nie są dobrze poinformowani, oczywiste, że pojawi się opór i będę to rozumiał. Polacy mają prawo do pełnej informacji na temat wszystkich aspektów inwestycji. Jeśli dowiedzą się, ile ona da miejsc pracy i że jest bezpieczna, to mamy szansę na akceptację.

- Zapowiedział pan, że do 2015 roku będziemy eksploatować gaz łupkowy. To chciejstwo czy realny termin?

- To nasz cel. Mówimy o pierwszych kopalniach gazu łupkowego i wydobyciu na niewielką skalę, które zapoczątkuje eksploatację przemysłową w Polsce. To jest realne, dlatego zachęcam spółki Skarbu Państwa, które posiadają koncesje do intensyfikacji działań. Przyśpieszenie liczby odwiertów i wskazanie rynku zbytu dla tego gazu jest teraz kluczowym zadaniem.

- Czy nie brzmią niepokojąco informacje, jak ta podana przez ExxonMobil, że w naszych łupkach jest zbyt mało gazu, by opłacało się go wydobywać?

- Wciąż opieramy się na teoretycznych wyliczeniach. Nie każdy odwiert jest udany, a wiertnicy wiedzą to doskonale. Wiemy, że gaz jest. We wrześniu 2011 roku w Lubocinie zapalono kilkumetrowy płomień gazu. I nie był to sztuczny płomień jak w przypadku Smoka Wawelskiego w Krakowie. Tam był gaz z polskich łupków.

- Najpierw karmiono nas informacjami, że mamy 8 bilionów metrów sześciennych gazu łupkowego, potem było już 5,5 biliona. Najnowsze dane mówią o bilionie. Z tego nadymanego balonu dość szybko uchodzi powietrze...

- Trzeba zacząć od tego, ile tego gazu tak naprawdę potrzebujemy. Polacy zużywają średnio 15 mld m3 gazu. Nawet gdy potwierdzą się informacje, że gazu jest mniej, niż dotychczas szacowano, taka ilość gwarantuje nam bezpieczeństwo na kilkadziesiąt lat. A gaz będzie tańszy.

- Na razie jest droższy. Właśnie URE zatwierdził całkiem niemałe podwyżki. Dlaczego kupujemy od Rosjan gaz po rekordowo wysokich cenach? Przecież znacznie mniej płacą za niego Niemcy, Francuzi czy Grecy...

- Dlatego w tym roku pozwaliśmy Gazprom przed Trybunał Arbitrażowy w Sztokholmie. Zgadzam się, że cena, którą płacimy Rosjanom, jest za wysoka.

- Sami sobie jesteśmy winni. Przecież nikt nas nie zmusił do podpisania tak niekorzystnej umowy.

- W 2006 roku minister skarbu z PiS zaakceptował umowę zawierającą niekorzystną formułę cenową, a jej konsekwencje są przeogromne.

- Czy za podpisanie tej niekorzystnej umowy ówczesny minister skarbu Wojciech Jasiński powinien trafić przed Trybunał Stanu?

- Nie ulega wątpliwości, że zapisy umowy powodują, że za gaz przepłacamy kilka miliardów złotych rocznie. Nie mnie oceniać, czy były minister powinien za to odpowiedzieć. O postawieniu przed Trybunałem Stanu decyduje Sejm.

- Przecież pan jest jego następcą.

- Na pewno powinien zostać rozliczony za sposób podjęcia tej niezrozumiałej decyzji. Nie wczytując się w dokument, wyraził zgodę na jego podpisanie.

- To o ile przeciętny Kowalski zapłaci mniej za gaz i kiedy?

- Naszym wspólnym celem jest to, by do pierwszej eksploatacji gazu łupkowego doszło na przełomie 2014/2015 roku. Dopiero wtedy możemy pokusić się o wstępne szacunki. Do tego dochodzą wyniki arbitrażu. Dzisiaj nie jesteśmy w stanie przewidzieć ceny gazu za kilka lat. Wszystko, co teraz robimy, ma na celu jej obniżenie.

-Kto będzie wydobywał u nas gaz łupkowy?

- Polskie spółki (PGNiG, Orlen i Lotos) przy udziale sektora elektroenergetycznego i być może chemicznego oraz inwestorzy zagraniczni, którzy mają koncesje na wydobycie.

- Z wykształcenia jest pan archeologiem, który robił błyskawiczną karierę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Czy ciekawsze od szukania skarbów pod Luksorem jest szukanie łupków w Lubelskiem i na Pomorzu?

- Najważniejsze jest szukanie skarbów dla polskiej gospodarki. I nie chodzi o sam gaz, ale otoczenie gospodarcze z nim związane. Gaz łupkowy będzie siłą napędową dla wielu gałęzi przemysłu, np. transportowego i budowlanego. Za kilka lat i za pomocą miliardów z Unii Polska ma być potęgą gospodarczą. Wierzę, że jesteśmy w stanie to osiągnąć.