Tusk: Między Mesjaszem a Belzebubem
Donald Tusk to zjawisko daleko wykraczające poza politykę. Jego powrót jest, co prawda, bardzo ciekawą polityczną historią, której finał jest dziś nieprzewidywalny jak fabuła przewrotnego thrillera, ale pierwsze reakcje na jego comeback bardziej chyba się nadają na analizę religioznawczą niż politologiczną. Dla jednych to spełnienie się mesjanistycznych proroctw, godne religijnego sekciarstwa, dla innych szatańska interwencja żywcem wyjęta z apokaliptycznych wizji odurzonego opiatami kaznodziei.
Ciekawie, choć z pewnym niesmakiem ogląda się to wzmożenie każdej ze stron. Sekciarze patrzą na powrót Tuska jak na jego powtórne przyjście w chwale, które ma zbawić wiernych i cnotliwych oraz ukarać zatwardziałych grzeszników i niewiernych „symetrystów”, który widzieli, a nie uwierzyli. Donald Tusk, w ich oczach człowiek o boskiej mocy sprawczej, ma poprowadzić umęczoną pisowską niewolą Polskę do symbolicznej ziemi obiecanej, gdzie królują uśmiech i normalność.
Z drugiej strony, prorocy Tuskowego końca świata patrzą na niego jak na Belzebuba mieszającego swoimi cuchnącymi siarką łapami w polskich sprawach. W ich wizji wraz nim kroczą czterej jeźdźcy Apokalipsy, niosący ze sobą piekielną pożogę, biedę, nicość i zaprzańswo. Wracający Tusk nie mówi językiem ludzi i aniołów, ale wstrętną dla ucha niemczyzną. Z niemieckich przekazów medialnych, w których Tuska określa się mianem Oppositionsfühera, czyli po polsku lidera opozycji, wnioskują z jego powrót pachnie jakimś Hitlerem.
Czy może być głupiej? Obawiam się, że protuskowi i antytuskowi dogmatycy nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa i do dna nadal daleko. I jedni, i drudzy są jednak krzykliwą mniejszością. Swoimi agresywnymi szantażami moralnymi chcą ewangelizować większość Polaków, którzy na powrót Tuska patrzą dużo bardziej trzeźwo. Niezależnie od tego, czy dostrzegą w nim szansę dla opozycji czy zagrożenie dla rządów PiS, dobrze by było, gdyby emocje niezdrowo podekscytowanych radykałów z jednej i drugiej strony aż tak im się nie udzieliły, bo w Polsce urządzonej przez te religijne odruchy po prostu nie dałoby się żyć.