Mateusz Lachowski: "100 tys. żołnierzy czeka już na dużą ofensywę ukraińską. Ta ofensywa może zmienić losy tej wojny" [Raport Złotorowicza]

2022-11-21 12:43

W poniedziałkowym "Raporcie Złotorowicza" gościem był Mateusz Lachowski, dziennikarz i dokumentalista, a przede wszystkim korespondent wojenny, który relacjonuje konflikt w Ukrainie. Jan Złotorowicz rozmawiał ze swoim gościem o dalszych możliwościach rozwoju wojny za naszą wschodnią granicą. Czy Rosjanie szykują kontratak?

Jan Złotorowicz zaczął od przypomnienia, że w ubiegłym tygodniu cała Polska żyła w cieniu tragedii z Przewodowa. W poniedziałek zwracamy natomiast uwagę na to, co się dzieje u naszych wschodnich braci, którzy prowadzą wojnę z rosyjskim okupantem. Sytuacja społeczeństwa jest ciężka, nawet w miejscach, które nie widziały okupantów. - Jest zimno ogólnie rzecz biorąc. Tutaj w Buczy tłum ludzi stoi i czeka na pomoc humanitarną. Ogólnie Bucza jest odbudowana. Ponad 7 miesięcy i wszystkie te miejsca które ja pamiętam zniszczone, są odbudowane. Ale niestety część z tych ludzi ma wciąż problemy materialne. Nie ma pracy. Jest problem ze światłem często. To coraz częściej będzie prowadziło do problemów. Przerwy w dostawach prądu są cały czas we Lwowie, tutaj w Kijowie także są i będą dalej. Ale to jest cały czas nic wobec tego, co jest na wschodzie, czy w obwodzie chersońskim. Tam dramatycznie brakuje jedzenia, w samym Chersoniu również. Dramatycznie jest z ogrzewaniem, którego po prostu nie ma. Jak spałem pod Chersoniem, to pod dwoma śpiworami i w ciuchach. Inaczej się nie dało, bo ogrzewania nie było. Woda do Mikołajowa samego nawet doprowadzana była z morza (50 km na północny-zachód od Chersonia). Sytuacje w niektórych miastach Ukrainy są bardzo trudne. Te tereny świeżo wyzwolone to najgorsze. Tam nie było dostaw, jeśli chodzi o jedzenie, o zaopatrzenie - relacjonuje Mateusz Lachowski.

Prowadzący zapytał się w następnej kolejności o reakcje na tragedię w Przewodowie. Przypomnijmy, że uderzył tam pocisk ukraińskiej obrony przeciwlotniczej, który został wystrzelony w związku z ostrzałem Ukrainy, jakiego Rosjanie dokonywali w zeszłym tygodniu, uderzył w suszarnię zbóż w Przewodowie 5 km od granicy z Ukrainą. - To jest skomplikowany temat. Ja nie lubię tematu przewodowa, bo widzę ukraiński punkt widzenia i od początku ten ukraiński punkt widzenia był taki, że to był ostrzał rosyjski. Że to był wybuch w wyniku rosyjskiego ostrzału. Niektórzy Ukraińcy dalej nie zaakceptowali, że to mogła być ich rakieta, a ci, którzy zaakceptowali mówią wprost, że ta rakieta nie została wystrzelona w stronę Polski, żeby Polskę zaatakować, tylko żeby bronić się przed zmasowanym rosyjskim ostrzałem, który miał miejsce 15 listopada. Do tego Rosjanie po raz kolejny ostrzelali terytoria bardzo blisko polskiej granicy - mówił korespondent.

Czeka nas spektakularny atak wojsk ukraińskich? Jak mówi Mateusz Lachowski, na południowym froncie możemy spodziewać się sporej ofensywy Ukraińców. - Ukraińcy mieli pod Chersoniem zaangażowane około 80 tys. żołnierzy. Jeżeli zostawili sobie 20 - 30 tys. na tym froncie do ochrony Dniepru, ale także do pozorowanych ataków za Dniepr, to wtedy mamy zwolnione 60 - 50 tys. ukraińskich żołnierzy. W sumie w całej okolicy do dyspozycji pozostaje blisko 100 tys. żołnierzy. Te 100 tys. żołnierzy gdzieś sobie jest niedaleko frontu, który teraz jest krótszy - ujawnił korespondent. Po co tak duże zgrupowanie wojskowych? Zdaniem Mateusza Lachowskiego, szykuje się kolejna duża ofensywa.

- Moim zdaniem czekają na dużą ofensywę ukraińską i ta ofensywa może całkowicie zmienić losy tej wojny. Już wiele osób mówi, że Chersoń jest symbolicznym punktem zwrotnym tej wojny. Moim zdaniem punkt zwrotny tej wojny był dużo wcześniej. On był na początku sierpnia, w momencie, gdy Rosjanie przystąpili do szturmowania Bachmutu, to było 1 sierpnia. To był początek rosyjskich ataków na Bachmut. Do dzisiaj Bachmut jest ukraiński, zresztą pojutrze tam będę. Na razie Rosjanie od tamtej pory właściwie nie są w stanie większych sukcesów odnieść, czy zająć większych terytoriów. A od tamtej pory Ukraińcy wyzwolili cały obwód charkowski i połowę obwodu chersońskiego - zwrócił uwagę korespondent.

Jan Złotorowicz zagaił temat zbrodni wojennych, jakich dopuszczają się Rosjanie. Jak zwrócił uwagę, pierwszym głośnym doniesieniem o takich była Bucza. - Pamiętamy wszyscy o tym, co się działo w Buczy, gdy ruskich się w końcu udało stamtąd wygonić. Czy podobne masowe groby będą wykopywane w zimie w kolejnych terenach Ukrainy? - pytał swojego gościa. - Jeśli te tereny będą wyzwalane przez wojsko Ukrainy to zdecydowanie tak i myślę, że po zimie będzie jeszcze gorzej. Latem, jak żołnierze rosyjscy dostali informację, że mają gdzieś nie iść, bo nie mogą się włóczyć po domach ukraińskich cywilów, to łatwiej było wykonać ten rozkaz, bo nie mieli potrzeby. A jeśli teraz jest głodna armia, głodna w zimie, to pewnie będą takie sytuacje. Wiem, jak wyglądały takie sytuacje pod Kijowem, gdzie tacy żołnierze przychodzili do ludzi głodni, a wtedy przy okazji potrafili kogoś zgwałcić albo coś ukraść. Niestety, całkowity brak konsekwencji. Często żołnierze rosyjscy są pijani, a teraz, skoro idzie zima, to tym bardziej będą próbowali się rozgrzać, zdobyć alkohol gdzie się da. To będzie rodziło niestety podłoże do zbrodni wojennych - mówił Mateusz Lachowski. Zaraz jednak dodał, że nierzadko zbrodnie dokonywane przez Rosjan były zlecane przez dowództwo.

- Ale jeśli chodzi o Rosjan, to zdarzały się sytuacje, jak tutaj w Buczy, że to były rozkazy. Średniego szczebla dowódcy takie zadania zlecali. Najczęściej to jednak są zbrodnie indywidualne rosyjskich żołnierzy. W warunkach trudnych, jakie będą na froncie, będzie o to jeszcze łatwiej. Obawiam się, że tak może być. Są jeszcze zmobilizowani, którzy w ogóle mają fatalne morale - podsumował korespondent.