Nikt się nie spodziewał, że z Martą Lempart jest tak źle. Jej spowiedź w "DGP" brzmi bardzo przygnębiająco. Nie dość, że ostatnio usłyszała prokuratorskie zarzuty, to jeszcze liderka Strajku Kobiet szczerze wyznała, że chodzi do psychologa, podobnie jak spora część jej koleżanek. - Większość z nas jest pod opieką psycholożek i psychologów. Mamy cały program: psychopogotowie dla osób wypalonych aktywistycznie i dla tych, które doświadczyły przemocy na ulicy albo były na przemoc narażone. PTSD można mieć nie tylko jak się doświadczy przemocy, ale też z samego poczucia zagrożenia - zdradziła Marta Lempart i dodała, że ona sama raz w tygodniu chodzi do psychologa. - Myślę, że byłoby mi trudniej, gdybym była mniej zmęczona. Miałabym pewnie więcej czasu na rozkminianie, długofalowy strach. A tak - jest, jak jest, pomoc psychologiczna jest mi potrzebna, by móc dalej funkcjonować w warunkach permanentnego stresu. Każdej i każdemu z nas jest potrzebna w tej sytuacji - przekonywała liderka Strajku Kobiet.
CZYTAJ TAKŻE: Antoni Macierewicz ma piękną córkę! Mamy jej zdjęcia. Niesamowite podobieństwo! Skóra zdjęta z taty
To jednak nie wszystko. Z opowieści Marty Lempart wynika, że krucho u niej z pieniędzmi. Co prawda, nie chciała odpowiedzieć, ile zarabia, ale spytana o to, czy za taką kasę może godnie żyć, odparła jednoznacznie. - Nie, moi rodzice cały czas mi pomagają, nie dałabym sobie rady. Nadal pracuję też jako prawniczka, w minimalnym wymiarze etatu - ujawniła liderka Strajku Kobiet.