Wrażliwego redaktora zbulwersowało zachowanie dziennikarzy na słynnej konferencji prasowej prokuratora płk. Mikołaja Przybyła. Łazarewicz uważa, że kamerzyści powinni przerwać filmowanie i udzielić pierwszej pomocy.
Moim zdaniem zachowali się profesjonalnie i wykazali się nie tak powszechną wśród dziennikarzy inteligencją. Prokurator zaprezentował się jako człowiek prześladowany przez cywilną Prokuraturę Generalną. Pod płaszczykiem naruszania przez niego chronionej przez konstytucję tajemnicy korespondencji chcą go wykończyć. Sprawa dotyczy bezprawnego odczytania SMS-ów dziennikarzy, m.in. red. Cezarego Gmyza z "Rzeczpospolitej".
Atak nastąpił - jak sugerował płk - kiedy był na tropie gigantycznej afery korupcyjnej w wojsku. Wszystko jasne: prokurator Seremet z red. Gmyzem, działając w porozumieniu ze zorganizowanymi grupami przestępczymi, chcą sparaliżować śledztwo ws. korupcji. Już w tym momencie ktoś z uczestników konferencji prasowej powinien zadzwonić po pogotowie. Nikt nie zadzwonił. A więc prokurator wyprosił redaktorów na przerwę. Następnie, realizując kolejny etap prokuratorskiego happeningu, spoliczkował się prywatnym pistoletem.
Większość zorientowała się, że to jakaś tragikomedia i że TVN kręci kolejny odcinek nowej wersji taśm Renaty Beger. Nie zauważył tego Łazarewicz i zainspirowany jakimś blogerem pytał, jaka jest różnica między szmatą a dziennikarzem. Dobrze, że są blogerzy, bo podrzucą szmatę, której redaktor z "Polityki" nigdy by nie wymyślił. Kamerzystom, którzy do ostatniej sekwencji upadku prokuratora filmowali, Łazarewicz proponuje przyznać tytuł Hieny Roku. Co prawda zwłok nie było, ale hieny żerowały, miast udzielić pierwszej pomocy.
Skoro kamerzyści powinni dostać Hienę Roku, to płk. Przybyłowi należy przyznać Paszport Polityki. W kilku dziedzinach: teatr, sztuki wizualne i oczywiście literatura faktu. To, co opowiada po samobójczym spoliczkowaniu się, przerasta kreacje Kapuścińskiego. Przybył tłumaczył, że nie można znaleźć kuli, bo celował w okno, by uniknąć rykoszetu. Nawet Niesiołowski zauważył, że aktorem tego prokuratorskiego happeningu powinien zająć się psychiatra. Za zamieszczenie zdjęcia aktora Przybyła we krwi Łazarewicz obsobaczył także naczelnego "SE" S. Jastrzębowskiego.
Przybył ustrzegł się rykoszetu. Niestety jajecznica, jaką zrobił w głowach niektórych dziennikarzy, odbiła się rykoszetem. Rykoszet tej jajecznicy trafił szczególnie dotkliwie redaktora z "Polityki".