W 2005 r. Donald Tusk krzyczał z mównicy sejmowej, że Polska nie jest skazana na moherową koalicję i że na PiS głosują tylko moherowe berety. Wypowiedź ta padła w trakcie sejmowej dyskusji nad exposé Kazimierza krzywoustego Marcinkiewicza, wtedy premiera z PiS, dziś akolitę PO i DSS. Od tamtej wypowiedzianej z niezwykłą wściekłością przez przegranego Tuska formuły wiadomo, kogo należy nienawidzić, by należeć do wykształconych z dużego miasta. Medialny kombinat nienawiści do PiS zaczął działać, piętnując każdego, kto popierał braci Kaczyńskich. Po kolejnej, niezawinionej oczywiście przez rząd, aferze Amber Gold niektórzy mieli nadzieję, że poparcie dla rządzących zacznie spadać i że ogień nienawiści się wypalił. Okazało się, że są, jak mawia Wałęsa, w mylnym błędzie. Nie dość, że poparcie nie spada, to Kaczyński, choć nie miał nic wspólnego z Amber Gold, nadal jest liderem w rankingu polityków budzących nieufność.
Ponad 50 proc. respondentów nie lubi Kaczyńskiego i jest to ogromny sukces PO i jej mediów. Poparcie dla PO może spadać, niezadowolenie z premiera może rosnąć, bo najważniejszy jest wskaźnik nienawiści do lidera opozycji. Dopóki nie spada on poniżej 30 proc., Donald Tusk może spać spokojnie. Gdyby nawet potrącił śmiertelnie staruszkę na pasach, bo prowadził samochód w piłkarskich korkach, poparcie dla PO się nie zmieni. Obiektywni rządowi dziennikarze udowodnią, że staruszka wtargnęła na jezdnię, bo spieszyła się do kościoła. Paradowska w rozmowie na żywo z Lisem ujawni, że nieszczęsna przekazywała datki na Radio Maryja. Stąd prosty wniosek, że wypadek jest na rękę zwolennikom PiS.
Afera Amber Gold już zmobilizowała rządowych publicystów, którzy ostrzegają, że jest ona okazją do polowania na Tuska i niszczenia jego rodziny. Paradowska w ostatniej "Polityce" straszy, że w roli zwierzyny łownej tej jesieni wystąpi Donald Tusk. A więc wiadomo, że oszukani przez Amber Gold i domagający się zwrotu swoich pieniędzy to pazerni zwolennicy PiS-u. - Destabilizacja i kryzys są ciągle nadzieją opozycji na zmianę - grzmi Paradowska w organie postępaków.
No cóż, elementy antyrządowe czają się wszędzie i trzeba zadać sobie pytanie, czy Marcin P. nie był nieświadomym instrumentem w rękach opozycji. W końcu ofiarą trójmiejskiej piramidy stali się Donald Tusk, jego syn oraz partia i rząd.
Politolodzy amerykańscy już dawno odkryli, że wybory wygrywa ten, kto wywoła większą nienawiść do przeciwnika politycznego. A PO wspierana przez wszystkie telewizje i większość prasy produkuje tyle konstruktywnej nienawiści, że po sześciu latach nieudolnych rządów ponad połowa Polaków nie ufa liderowi opozycji.