Marek Król

i

Autor: AKPA, EAST NEWS/ FOTOMONTAŻ

Marek Król: Nadchodzi znowu 1984

2012-12-03 3:00

"Nie będzie porządku w Polsce, jeśli nie rozstrzela się 750 tys. szubrawców" - grzmiał w Ziemiańskiej Franz Fiszer. A jeśli nie uzbiera się tylu do egzekucji? - pytał Franza znajomy sceptyk. "Nic nie szkodzi, w razie czego dobierze się z uczciwych" - odpowiedział Fiszer. Na Mazowieckiej w Warszawie nie ma już dawno kawiarni Ziemiańskiej, z której swego czasu wyproszono palącego papierosa Piłsudskiego. Zuchwały kelner skierował marszałka z parteru na pierwsze piętro przeznaczone dla palących. To mogło się zdarzyć tylko w faszyzującej, jak twierdzą lewacy, przedwojennej Polsce. Wiele się zmieniło od tamtych czasów w naszym kraju.

Najsmutniejsze jest to, że Fiszer dziś przed rozstrzelaniem 750 tys. szubrawców nie musiałby dobierać z uczciwych obywateli. Szubrawców ci u nas dostatek i obfitość ta jest największym sukcesem rządzącej partii miłości.

Dziś myślozbrodnia Fiszera nie uszłaby płazem i byłaby ścigana przez postępowe gady medialne. Przekonuje się o tym codziennie współczesny myślozbrodniarz Grzegorz Braun. Ten reżyser m.in. "Towarzysza generała", który tak oburzył sowieckich dziennikarzy w Polsce, zaproponował rozwiązanie problemu szubrawców w stylu Fiszera. Braun nie wiadomo dlaczego zaniżył liczbę kandydatów do rozstrzelania, ograniczając się do jednej gazety i jednej stacji telewizyjnej. A jest tego znacznie więcej. Samych presstytutek, jak nazwał wPolityce.pl dziennikarzy partii i rządu pewien czytelnik, jest kilkaset. A do tego liczne grono politutek, autorytetów oralnych i naukowych postępaków.

Wbrew myślozbrodniarzom prawicy przeciwny jestem jednak rozstrzeliwaniu szubrawców. Po pierwsze dlatego, że taka kara przysługuje ludziom honoru, a więc byłoby to wyróżnienie. Po drugie, w naszym prawie nie istnieje kara śmierci. Po trzecie, kara powinna być adekwatna do popełnionych przestępstw.

Przez lata fundowano nam w mediach onolatria, czyli tak jak w starożytnym Rzymie zmuszano do oddawania czci osłom. Skoro tak, to organizatorów onolatriów III RPRL po sprawiedliwym procesie sądowym należałoby umieścić w szklanych klatkach. Następnie na platformie prawdziwie obywatelskiej obwozić ich po kraju. Obywatele mogliby wyrażać wdzięczność za pomocą pomidorów czy jajek zgrasiowanym presstytutkom.

Oczywiście taki happening dziś jest nierealny, bo żyjemy w 1984 roku G. Orwella. Dotychczas myślozbrodniarzy opozycji wykrywały i ścigały presstytutki partii i rządu. W orwellowskim państwie potrzebne są jednak wyspecjalizowane instytucje. Stąd M. Boni zaproponował, by powstała międzyresortowa struktura do nadzorowania publicznych wypowiedzi. Ta nowa Policja Myśli Boniego eliminowałaby mowę nienawiści zwłaszcza wobec partii i rządu. Domyślam się, że powstałyby jedynie słuszne normy debaty publicznej. Cóż, jak Pan Bóg chce ukarać rządzących, to zsyła im Boniego. A Boni M., jedyny członek rządu, który używa błyszczyka do ust, dopiero co skończył rekonstrukcję urzędu ds. wyznań w swoim resorcie. Niedawno wysłał list z wytycznymi dla biskupów. Mija kolejny rok 1984 Orwella w Polsce. Partia miłości wsparta przez presstytutki walczy z myślozbrodnią i mową nienawiści. Zbliża się następny rok 1984. Nienawiści walczącej z nienawiścią do partii i rządu.