Marek Król

i

Autor: archiwum se.pl

Marek Król: Kupa nienawiści

2013-02-25 3:00

Skoro miłość jest najważniejsza, jak zadeklarował Tusk na powyborczym wiecu w 2007 r., to trzeba działać. Należy powołać ministerstwo miłości, bo ministerstwo prawdy Pawła Grasia funkcjonuje bez zarzutu. Fundamenty nowego orwellowskiego ministerstwa stworzył Michał Boni, proponując powołanie międzyresortowej komisji do walki z mową nienawiści. Boni, który jako tajny współpracownik SB pod kryptonimem "Znak", cyfryzował opozycję w latach 80., postanowił kontynuować zbieranie materiałów na opozycję. Jak wiadomo, co potwierdził ostatnio Sejm, S. Niesiołowski ma permanentny immunitet. Jego słowa nienawiści skierowane do Zuzanny Kurtyki są wyrazem miłości do partii i rządu. Orwell śmieje się zza grobu.

Andrzej Halicki szantażujący Martę Kaczyńską, że władza odbierze jej odszkodowanie za stratę rodziców, jeśli nadal będzie się upierać przy zamachu z 10 kwietnia 2010 r., to wzorcowy aktywista PO. Z determinacją Cyby wykuwa miłość do partii. Miłość wypełniona nienawiścią do opozycji nie ma nic wspólnego z językiem nienawiści. Jeszcze nie wysechł błyszczyk na ustach Boniego, specjalisty od mowy nienawiści, a już w sukurs ruszył poseł Mariusz Witczak. Pod jego kierownictwem przygotowano w Sejmie projekt zmian w prawie karnym. Funkcjonariusze partii miłości opisali język nienawiści i zaproponowali sankcje karne. Na przykład za wypowiedzi dyskryminujące naturalne i nabyte cechy osobiste można trafić do więzienia. Wystarczy wytknąć zarost na twarzy Anny Grodzkiej (naturalne i nabyte cechy osobiste), by na dwa lata znaleźć się w pace. Panowie Macierewicz, Błaszczak czy Hoffman powinni się pilnować, bo na zachowanie immunitetu nie mają co liczyć.

Wytykanie niesprawności, także umysłowej, w nowym prawie też będzie karane. Teraz rozumiem, dlaczego na Oleksego w SLD mówią kędzierzawy. Wszystko dlatego, by nie dyskryminować naturalnych cech łysego. Myślę, że w tej sytuacji Witczak powinien zaproponować ustawę o powołaniu policji myśli podległej ministerstwu miłości. Policja myśli będzie pilnować, by w Polsce rowery i samochody zamiast pedałów miały np. geje sprzęgła czy hamulca. Kolarze na finiszu nie będą stawać na pedałach, by nie narażać się na zarzut uprawiania sportowej homofobii. Tylko artyści będą mogli liczyć na pobłażliwość sądów. Twórca w ramach prowokacji artystycznej czy happeningu będzie mógł Witczaka i Boniego ubrać w kaftany bezpieczeństwa.

Nieżyjący już włoski artysta Piero Manzoni w 1961 r. zrobił kupę do kilkunastu puszek. Po ich fabrycznym zamknięciu twórca opatrzył je napisami "Gówno artysty". Manzoni sprzedał to gówno do różnych galerii, w tym do Tate Galery, po 30 tysięcy dolarów za sztukę.

Co by się stało, gdybym w ramach prowokacji artystycznej swoją kopię puszki Manzoniego podarował przywódcy partii i rządu? Zapewne SLD i reszta lewicy uznałaby to za moją artystyczną wypowiedź. PiS nazwałby moją puszkę głosem opinii Polaków. A rządząca Platforma zażądałaby surowej kary za dyskryminację "naturalnych i nabytych cech osobistych" premiera.

I, jak zwykle, kupa idiotyzmów ustawodawczych wywoła kupę nienawiści.