"Super Express": - Pamięta pan "białe miasteczko" pielęgniarek pod Kancelarią Premiera w 2007 r.?
Ryszard Kalisz: - Owszem, byłem tam od samego początku.
- Prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz też pielgrzymowała do pielęgniarek i nie chciała zgodzić się na likwidację miasteczka, mimo że wojewoda mazowiecki zwracał się o to do niej. Mówiła, że w porównaniu z wojewodą ma "inną koncepcję wolności zgromadzeń". Teraz podległy jej urząd wydaje zakaz zbudowania "białego miasteczka". Coś się jej odmieniło?
- Źle się stało, że tym razem pielęgniarki nie dostały na to zgody. Mam świadomość, że przed KPRM jest trawnik i są przepisy dotyczące zieleni miejskiej, które go chronią i przez które tej zgody nie ma. Jednak nie powinno to być przeszkodą dla wyrażania poglądów czy opinii przez różne grupy społeczne. W innych krajach, gdzie są takie "trawnikowe możliwości", władze komunalne nie mają z tym problemu i zezwalają na tego typu stacjonarne manifestacje.
- A może przeciwko PiS można było protestować, a przeciwko PO już nie ma na to zgody?
- Nie posądzałbym pani prezydent o złe intencje ani o działanie polityczne. Jak znam życie, zawiniła tu, nie po raz pierwszy, urzędnicza nadgorliwość związana z tym nieszczęsnym trawnikiem.
- Prezydent nie była jedyną polityk PO, która tam bywała. Byli też inni i obiecywali pielęgniarkom złote góry. Coś się od tamtego czasu zmieniło?
- Przez 5 lat w ich sytuacji zawodowej, a tym samym majątkowej, nic się nie zmieniło. Nie dziwi więc rozgoryczenie pielęgniarek, że rząd nie wypełnił swoich obietnic, które składał, będąc jeszcze w opozycji. A przecież to nie jest widzimisię ani pielęgniarek, ani rządu, ale realizacja konstytucyjnego prawa do opieki medycznej. Dobrze opłacane pielęgniarki są gwarantem dobrego funkcjonowania służby zdrowia i o tym rząd powinien pamiętać.
Ryszard Kalisz
Poseł SLD