Leszek Miller: Watergate

2011-07-20 4:00

W lutowy wieczór 2008 r. widzowie telewizji TVN zastygli w przerażeniu. Dowiedzieli się z programu "Rosyjska mafia, polski rząd i gaz", że płacąc rachunki za gaz, utrzymywali rosyjską mafię. Gangsterzy ze Wschodu dostarczali Polsce błękitne paliwo, a politycy i urzędnicy o lewicowym pochodzeniu brali za to olbrzymie łapówki.

Białą gorączkę, która po audycji ogarnęła media i życie publiczne, wywołali dwaj dziennikarze "Superwizjera" Witold Gadowski i Przemysław Wojciechowski. Jak twierdzili, odkryli największą aferę ostatnich lat i nie zamierzali spuszczać z tonu. Oświadczyli, że jak trzeba, będą bronić materiału przed sądem. Pracowali nad swym dziełem długo i są pewni zawartych w nim racji. Reporterów wsparł rzecznik TVN Karol Smoląg. Oznajmił, że autorzy materiału mają wystarczającą wiedzę oraz doświadczenie zawodowe, które pozwalają mu stwierdzić, że program został zrealizowany z zachowaniem wszelkich zasad sztuki dziennikarskiej.

Gwiazdy dziennikarstwa śledczego musiały udać się do sądu, gdzie spotkały się z Markiem Kossowskim. Były szef Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa złożył pozew o ochronę dóbr osobistych, w którym zażądał przeprosin i wpłaty 10 tys. zł na rzecz Państwowego Domu Małego Dziecka w Kozienicach. Kossowski, którego przedstawiono jako tego, który podpisał kontrakt z firmą kontrolowaną przez mafię, szybko odczuł niszczycielskie skutki oszczerstwa. Po emisji programu załamała się jego działalność gospodarcza. Kontrahenci albo rozwiązywali umowy, albo nie dochodziło do zawarcia takich umów. Publicznie dziwiono się, że nie siedzi jeszcze w więzieniu, kłopoty miała również jego najbliższa rodzina.

Po trzech latach procesu zapadł wyrok korzystny dla Marka Kossowskiego. Sąd Okręgowy w Warszawie zmiażdżył umiejętności i metody pracy dwóch tropicieli szokujących uwikłań w mafijnym gazie. Sąd Apelacyjny w pełni podtrzymał orzeczenie sądu pierwszej instancji. Z ustaleń sądu wynikało, że dziennikarze omijali prawdę szerokim łukiem, fantazjowali i nader swobodnie odnosili się do faktów. Twórcy reportażu powoływali się na różnych informatorów, których nazwisk nie potrafili podać, nie przedłożyli też dokumentów, do których, jak twierdzili, mieli dostęp. Dowody, które okazali, nie potwierdziły wypowiedzi i tez zawartych w materiale. W konkluzji sąd podkreślił, że autorzy reportażu nie wykazali się ani starannością, ani rzetelnością przy zbieraniu materiałów do programu.

Wyrok sądu powinien zostać dokładnie przemyślany przez władze Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, które w 2008 r. przyznały Gadowskiemu i Wojciechowskiemu nagrodę "Watergate", nadawaną za szczególne osiągnięcia w dziedzinie dziennikarstwa śledczego. Uznanie SDP wzbudził właśnie reportaż wyemitowany w lutowy wieczór w telewizji TVN. Gratulacjom i zachwytom dla laureatów "polskiego Pulitzera" nie było końca.

Na początku lipca tego roku redaktor Gadowski udzielił wywiadu, w którym zapytano go, dlaczego mimo tak wielu osiągnięć od pewnego czasu jest nieobecny jako dziennikarz śledczy. "Nie jestem teraz dziennikarzem śledczym - odparł melancholijnie - bo żadne z mediów głównego nurtu nie jest zainteresowane uprawianiem tego typu dziennikarstwa". W świetle orzecznictwa sądowego i rzetelności dziennikarskiej to bardzo dobra wiadomość.