Jeżeli struktury państwa okazały się ułomne i obywatel nie zyskał pomocy - należy wyciągnąć z tego wnioski. Jeśli zadziałały prawidłowo i człowiek zdecydował się na prawie ostateczny krok z innych powodów - należy to jasno powiedzieć, choć ze staraniem o prywatność jego i bliskich. Minister Pitera postanowiła jednak przy tej okazji powiedzieć społeczeństwu, jak ciężko pracuje i dba, by najdrobniejsza skarga została rozpatrzona. Zmęczonym z przepracowania głosem, ale też z dumą obwieściła, że za rządów PO-PSL po raz pierwszy państwo reaguje na wszystkie skargi obywateli, a premier wydał specjalne dyspozycje.
Tymczasem na oficjalnej stronie Kancelarii Premiera jest napisane, że departament zajmujący się skargami i wnioskami obywateli działa na podstawie przepisów kodeksu i rozporządzenia z 2002 roku.
Julia Pitera znakomicie pamięta szczegóły sprawy Andrzeja Ż., tak samo pewnie jak 16 841 skarg i wniosków, które wpłynęły w 2010 r. do Kancelarii. Jest informowana dokładnie - w przerwach pomiędzy medialnymi występami - o kilku tysiącach telefonów od ludzi, a do poduszki czyta sprawozdania z rozmów, jakie w owym roku odbyli osobiście pracownicy departamentu, który nadzoruje. I w swej niepojętej pamięci zachowuje relacje z "trzech" wizyt owego nieszczęśnika w Kancelarii.
Każdy z pracowników departamentu, o którym wyżej, zajmował się w ubiegłym roku średnio 1500 sprawami. Skargi płyną szerokim nurtem - do rzecznika praw obywatelskich, rzecznika praw pacjenta, konsumenta, do poszczególnych ministerstw, wojewodów, marszałków, burmistrzów itp., itd. Złe prawo, pozwalające na różne interpretacje w zależności od humoru decydentów, niekompetencja urzędników, opieszałość wymiaru sprawiedliwości, kolesiostwo przy zatrudnianiu, przekonanie, że trzeba "dać w łapę" - nie skłania obecnego rządu do reformowania państwa w tych dziedzinach, w których obywatele są bezradni, z losem zależnym od władzy, choćby najniżej.
Rześka jak poranek babiego lata minister Pitera zaprezentowała świetne samopoczucie i przekonanie, iż odwaliła kawał dobrej roboty. To pewnie dlatego krąży o niej dowcip: "Wiesz, że minister Pitera jest na urlopie? Nie, od kiedy? Od czterech lat".