Leszek Miller: Pióro

2011-09-14 14:00

Pamiętam pierwsze długopisy, które pojawiły się w powojennej Polsce. Przysyłane w paczkach od krewnych, którzy zostali na obczyźnie, przywożone przez marynarzy, sprzedawane w maleńkich prywatnych sklepikach i na bazarach. Marzenie każdego ucznia. Nieosiągalne dla wielu. I pamiętam pierwsze podróbki od prywaciarzy oraz plamy na palcach z tuszu wyciekającego z tych bubli. I punkty nabijania wkładów do długopisów, bowiem ten przedmiot pożądania każdego ucznia nie mógł być artykułem jednorazowego użytku. A potem pojawiły się trójkolorowe i takie, które dzięki grawitacji ujawniały napalonym młodzikom bardzo schematycznie zarysowane części kobiecego ciała.

Kiedy w trakcie sobotniej konwencji SLD wręczałem Grzegorzowi Napieralskiemu pióro, którym podpisałem w kwietniu 2003 r. w Atenach traktat akcesyjny, pokonując przedostatni płotek w sztafecie do członkostwa w UE, pomyślałem przez chwilę, iż młodzi dostali to, o czym marzyło wiele pokoleń - wspólną Europę. Różnymi drogami nasze pokolenie dochodziło do tego zwrotnego punktu w dziejach Polski. Oceny nie zawsze będą sprawiedliwe, bohaterowie nie zawsze w kontrze czarno-białej. Ważne, że wreszcie spotkaliśmy się w jednym punkcie, a wkrótce społeczeństwo w referendum poparło decyzję polityków.

Dwa razy w latach transformacji lewica wyprowadzała kraj z kryzysu szaleństwa prawicowych rządów. Lewica zarabiała, by potem prawica mogła to trwonić. W przypadku UE musieliśmy nadrabiać zaległości negocjacyjne naszych poprzedników. Mój rząd był ostatnią zmianą w sztafecie europejskich marzeń i aspiracji, ale przecież wiadomo, że od tej ostatniej zależy najwięcej i zwykle wystawia się najsilniejszych zawodników. W 2001 r. wyborcy zdecydowali, że tylko w tym składzie można wygrać.

Podawałem dobre historyczne pióro Napieralskiemu i cieszyłem się, że nie jest to byle jaki długopis z okresu wczesnego socjalizmu; że on i jego pokolenie większość swojego dorosłego życia spędzili nie w kraju ersatzów, lecz Europie bez granic, bez dyskryminacji i ksenofobii. Być może daleko jej do ideału, być może jeszcze wiele trzeba wspólnie zdziałać, ale jedno jest pewne - w tej Europie nikt nie kwestionuje naszego miejsca i nikt nie śmie nawet dać do zrozumienia, iż jesteśmy obywatelami gorszej kategorii, którym można powierzyć tylko zamiatanie ulic i mycie naczyń w bistrach.

Decyzje o wejściu Polski do UE podejmowali ojcowie i dziadkowie tych młodych ludzi, którzy dzisiaj studiują na europejskich uniwersytetach, pracują w wielkich międzynarodowych korporacjach, prowadzą własny biznes w Polsce. Wydawać by się mogło, iż nic nie jest w stanie przeszkodzić im, by układali sobie życie tak, jak chcą. Nie do końca. Powinni pamiętać, że to m.in. oni zadecydują, czy Polska będzie krajem ciągłej modernizacji, czy też ciągłych spisków i konspiracji.

Jeżeli nie powiedziałem tego przywódcy lewicy, wręczając mu historyczne pióro, teraz nadrabiam to zaniedbanie - będziesz miał setki doradców, opracowań, analiz, szum informacyjny będzie cię zalewał ze wszystkich stron. Ale kiedy weźmiesz w dłonie to pióro, by podpisać dokument mający wpływ na życie twoich rodaków, będziesz sam. I z nikim nie podzielisz tej odpowiedzialności.