Sławomir Koper: – Salve, prefekcie i dziękuję, że zgodziliście się pan udzielić wywiadu.
Poncjusz Piłat: – Przyznam się, że od kiedy Cezar mnie odwołał z Judei, to mam trochę czasu i mogę się poświęcić innym zajęciom. Dlatego chętnie porozmawiam z panem, bo w Rzymie przedstawiano mnie jako gbura i okrutnika.
– No, raczej w Judei zasłużyliście na taką opinię.
– Łatwo udzielać rad, leżąc na wygodnej sofie w willi nad Tybrem. Tymczasem ja byłem przez dziesięć lat prefektem Judei, a to była chyba najgorsze stanowisko ze wszystkich w całej Republice Rzymskiej.
– Dlaczego tak uważacie? Klimat przyjemny, ludność cywilizowana, żadnych Partów czy Arabów na granicach.
– No właśnie chodzi o tę ludność. Ciekawe, dlaczego każdy prefekt Judei wracał do Rzymu z chorobą nerwową?
– I najczęściej był odwoływany przed terminem.
– No właśnie. Problemem Judei nie jest klimat czy najazdy wroga, ale sami mieszkańcy.
– Podobno mają swojego jednego boga i innych nie uznają.
– Co więcej, uważają innych za fałszywych, a swojemu bogu nawet posągów nie wystawiają.
– Ale przecież mają świątynie i kapłanów.
– Tak, ale ich obrzędy są tak dziwne, że chyba sami ich nie rozumieją. Nawet ofiar nie składają.
– Nie można ich trochę ucywilizować? Przecież to nie najgorsza okolica: Syryjczycy, Fenicjanie, Egipcjanie. A skoro tamci zachowują się jak barbarzyńcy, to trochę kultury rzymskiej by im nie zaszkodziło.
– Nie da rady, są odporni na wszelkie sugestie. Na całym terenie republiki rzymskiej nie ma drugich takich fanatyków religijnych. O swojego boga gotowi są walczyć do śmierci. I uważają byle co za świętokradztwo.
– No, ale prefekt ich specjalnie drażnił.
- Nie drażniłem, tylko egzekwowałem prawo. Ono jest jednakowe dla wszystkich mieszkańców znajdujących się pod władzą Rzymu.
– Cezar miał inne zdanie.
– W Rzymie zadecydowano, że mam przestrzegać prawa i nie drażnić mieszkańców Judei. A tak się nie da. Nie można wylać pucharu wina i jednocześnie wypić to wino.
– No, ale jako namiestnik od samego początku nie lubiliście swoich poddanych.
– Prawo jest jednakowe dla wszystkich. Wszystkie ludy imperium szanują wizerunki Cezara, dlaczego zatem Żydzi mieli by być inni?
– Wprowadziliście proporce z wizerunkiem Cezara do świątyni. I ostatecznie musieliście je zabrać.
– Ci fanatycy byli gotowi na śmierć, kładli się i odsłaniali karki, a ja nie chciałem wywoływać powstania.
– Cezar Tyberiusz kazał wam trochę pohamować swoje zapędy w przestrzeganiu prawa.
– Nie komentuję decyzji Cezara.
– Nie wahaliście się jednak dokonać masakry pielgrzymów, gdy naruszali prawo. O takich drobiazgach jak rozpędzanie tłumów za pomocą kijów, już nie wspominam.
– Moim zadaniem, było zachowanie porządku i robiłem, co mogłem. Jeżeli udało się uspokoić sytuację za pomocą kijów, tak robiłem. W innym wypadku pozostawały miecze.
– Nie było możliwości porozumienia?
– Z czasem udało mi się dogadać z arcykapłanem Kajfaszem. On też nie chciał kolejnego powstania żydowskiego. Znał swoich wiernych, wiedział, że są fanatykami gotowymi poświęcić życia dla drobiazgów religijnych.
– Nie wahaliście się przelewać krew, jak uznaliście to za konieczne.
- Każdy namiestnik jest panem życia i śmierci miejscowej ludności. Najlepiej byłoby gdyby spokojnie płacili podatki i się nie buntowali. Ale tak jest rzadko.
– Żydzi mieli jeszcze swoje mistyczne oczekiwania.
– Tak, zawsze czekali na Mesjasza, osobnika, który miał się pojawić, by ich zbawić. A to już było niebezpieczne, gdyż ten cały Mesjasz miał ich także uwolnić od niewoli, czyli od władzy Rzymu.
– Podobno tacy Mesjasze pojawiali się także, gdy byliście prefektem Judei.
– Znając miejscową ludność można przyjąć, że raz na kilka lat pojawi się tam nawiedzony kaznodzieja, którego część ludności będzie uznawała za Mesjasza. Na szczęście Kajfasz i jemu podobni bali się kolejnych proroków, gdyż zagrażało to także ich władzy.
– A którego z Mesjaszy najbardziej zapamiętaliście?
– Niejakiego Jezusa, bodajże cieślę z zawodu. Tym bardziej, że chociaż nigdy nie miałem wątpliwości, skazując kogoś na śmierć, to tutaj nie mogłem się zdecydować.
– Dlaczego?
– Był inny od pozostałych proroków. Nie buntował ludności przeciwko Cezarowi, nauczał, że miłość jest najważniejsza. Był naprawdę dobrym człowiekiem.
– To dlaczego został skazany na śmierć? Skoro nie chciał się buntować, a jeden prorok więcej czy mniej, co za różnica.
– Dla sanhedrynu stanowił jednak poważny problem. Ludzie go słuchali, miał swoich uczniów, a co gorsza wchodził w ich sprawy finansowe. A tego nikt nie lubi.
– W sprawy finansowe?
– Rozpędził kupców handlujących na dziedzińcu świątyni. A to oznaczało zmniejszenie zysku kapłanów, a gdyby się powtarzało, poważny kłopot.
– I to wystarczyło, by żądać dla niego śmierci?
– Z mniejszych powodów skazywano ludzi na śmierć. Zresztą ten Jezus miał na sumieniu też inne grzechy wobec starszyzny kapłańskiej. Twierdził, że są religijni na pokaz, a do tego nauczał, że jest Synem Bożym.
– No to sam był sobie winien. Trafił wreszcie przez wasz sąd.
– Władza świecka należała do prefekta i to on wydawał wyroki śmierci. Zatem Jezus stanął przede mną. I nie bardzo wiedziałem co robić.
– Przecież nigdy nie przeżywaliście wahań.
– Ale Jezus był inny, to naprawdę był dobry człowiek. Oczywiście jak to Żyd, ogarnięty był swoją misją i szczerze w nią wierzył, ale nic nikomu złego nie uczynił. Inna sprawa, że w tym co wygłaszał na temat starszyzny żydowskiej było dużo prawdy.
– Ale nie przeszkadzało wam, że Kajafasz robił różnego rodzaju niezbyt jasne interesy i podobno braliście w nich udział.
– Nic mi nie udowodniono. A Jezusa przyprowadzono do mnie oskarżonego nie tylko o bluźnierstwo, ale także o podburzanie do buntu. Ten drugi zarzut się nie potwierdził, ale żądano ode mnie kary śmierci.
– Kto, kapłani?
– Z kapłanami może dałbym sobie radę, ale gorzej, że oni podburzyli tłum, a to już groziło zamieszkami.
– Trzeba było wysłać swoich ludzi z kijami.
– Tutaj nie chodziło o naruszanie prawa, ale o wewnętrzną sprawę żydowską. A bluźnierstwo było dla nich wyjątkową sprawą.
– I co zrobiliście?
– Nie chciałem się do tego mieszać. Skoro mieli swojego władcę, który uznawał władzę Rzymu, tetrarchę Heroda Antypasa, to odesłałem do niego Jezusa.
– Przecież Herod nie miał nic do gadania i wykonywał tylko wasze polecenia.
– Ale do takich spraw się nadawał. Niestety, nie chciał brać odpowiedzialności i odesłał Jezusa do mnie. I znów miałem groźbę buntu.
– I ustąpiliście?
– Nie od razu. Naprawdę nie chciałem uśmiercać tego kaznodziei. Wykorzystałem obyczaj, że można było ułaskawić jednego więźnia. Przedstawiłem ludowi wybór pomiędzy zbójem i mordercą Barabaszem, a Jezusem, sądząc, że zbrodniarza nie będą chcieli ułaskawić. Pomyliłem się, nienawiść kapłanów była ważniejsza niż osobiste zbrodnie.
– I ostatecznie ustąpiliście?
– Spróbowałem jeszcze jednej metody. Skazałem Jezusa na chłostę, licząc, że na widok skatowanego człowieka nawet najbardziej fanatyczni odpuszczą.
– I co?
– I nic. Sytuacja dalej groziła zamieszkami na dużą skalę, zatem umyłem ręce dosłownie i przenośni. Ogłosiłem wyrok, twierdząc, że zmuszono mnie do tego.
– Jezus zawisł na krzyżu.
– Nie on pierwszy i nie ostatni. Taka była przewidziana kara.
– Prefekcie, czy macie z tego powodu wyrzuty sumienia?
– To nie jedyny niewinny, który stracił przeze mnie życie, zatem sypiam raczej dobrze. Ale mojej żonie Jezus śni się czysto i podobno mi wybacza.
– Jezus miał uczniów, co się z nimi stało?
– Osobiście nie wiem, aczkolwiek kilka razy słyszałem imię Jezusa w późniejszych latach. Czy jednak założyli własna sektę, nic mi nie wiadomo. A chętnie bym porozmawiał z którymś z ich przywódców, jeżeli przetrwali w wierze w swojego proroka.