Super Express: Ustawa powołująca tzw. komisję lex-Tusk jest zgodna z konstytucją?
Prof. Sebastian Gajewski: Nie jest zgodna. Te zarzuty, które są formułowane przez konstytucjonalistów, środowiska prawnicze i polityków opozycji znajdują w dużej mierze potwierdzenie w tym jaka jest ustrojowa pozycja i rola tej komisji. Tej sytuacji nie zmienia także zaproponowana przez prezydenta nowelizacja. Jego propozycje czynią ją bardziej konstytucyjną niż była w punkcie wyjścia, co nie zmienia faktu, że ona wciąż budzi daleko idące wątpliwości.
- Czym więc jest ta komisja?
- Jest po prostu organem administracji publicznej, które ma prowadzić postępowanie administracyjne zgodnie z przepisami kodeksu postępowania administracyjnego. Czyli takimi, którymi np. udziela się zezwolenia na wycięcie drzewa lub krzewu albo licencji na przewodnika górskiego. W tym postępowaniu administracyjnym ma wydawać decyzje, które obecnie nie będą zawierać już środków zaradczych, ale stwierdzi, że ktoś działał pod „wpływami rosyjskimi”. W istocie jest to rodzaj sankcji. (…)
- I tu zaczynają się schody, bo co oznacza „działanie pod wpływem”?
- Jest tu pewien związek z moralnością, z przekonaniem co jest słuszne a co nie. (…) Nawet jeśli nie ma już tych środków zaradczych, to wciąż jest to rodzaj kary przypominający karę kryminalną czy środek karny. A takie powinny być wymierzane wyłącznie przez sąd w postępowaniu karnym, a nie przez organ w postępowaniu administracyjnym.
- W poniedziałek Zjednoczona Prawica wybrała 9 kandydatów na członków tej komisji i teraz trwa spór: jedni twierdzą, że będzie ich można pociągnąć do odpowiedzialności za zasiadanie w tym niekonstytucyjnym organie, inni uważają, że nie ma takiej możliwości.
- Pociąganie ich do odpowiedzialności byłoby bardzo utrudnione. Odpowiedzialność konstytucyjna przed Trybunałem Stanu nie wchodzi w grę, bo nie znajdują się w katalogu osób, które można pociągnąć do takiej odpowiedzialności. Można by sobie wyobrazić pociągnięcie do odpowiedzialności za tzw. przestępstwa urzędnicze, ale szczerze mówiąc jest to mało możliwe. Nie można nikogo pociągnąć do odpowiedzialności za to, że działa zgodnie z przepisami, nawet jeśli te przepisy łamią konstytucję.
- Komisja, hipotetycznie, wyda jakiś „wyrok”. I co dalej, będzie obowiązujący?
- Komisja wyda decyzję administracyjną, w której stwierdzi, że ktoś działał pod wpływami rosyjskimi. A jest to pojęcie tak ogólne, że w jego ramach każde działanie można za takowe uznać. Komisja ma oczywiście prawo zawiadamiać o możliwości popełnienia przestępstwa i później mogą się toczyć sądowe postępowania karne. (…) To wszystko pokazuje w jak śmiesznych warunkach przygotowywano ten projekt.
- To może być także polityczna pałka na dziennikarzy?
- Wiem, że dziennikarze się tego obawiają, ale oni raczej mogą stanąć jako świadkowie przed tą komisją. Nie sądzę żeby stawali tam jako strona, ale jak to będzie działać – a raczej nie działać – to zobaczymy. Moja prawna i polityczna ocena jest taka, że ta komisja nie jest w stanie niczego wyjaśnić, bo to wynika z jej konstrukcji. Po pierwsze z elementu personalnego, to dziewięć osób, z której większość to historycy i stawia się przed nimi zadanie, którego nie były w stanie wypełnić wszystkie polskie służby specjalne, policja, prokuratura i sądy. Mamy przecież w kodeksie karnym przestępstwa związane z działaniem na szkodę Polski w obrocie międzynarodowym, no i ja nie wiem gdzie są te akty oskarżenia? Gdzie są te postępowania karne? Co robi prokuratura? Co robi prokurator generalny? Do tego dochodzi kwestia skali. Jeżeli mamy kilkanaście lat rosyjskich wpływów i ma je badać dziewięć osób w postępowaniu administracyjnym, to nawet przyjmując dobrą wiarę i pełne zaangażowanie to ile ona tych wpływów wyjaśni? Trzy osoby? Pięć? Dziesięć?
- Tyle, ile ma wyjaśnić.
- Prawdopodobnie tak. Nawet przy dobrej wierze to jest niemożliwe i trzeba wreszcie zdać sobie z tego sprawę.
Rozmawiała Kamila Biedrzycka