"Super Express": - Emmanuel Macron, który ma duże szanse, żeby 7 maja zostać prezydentem Francji, grozi Polsce sankcjami za łamanie unijnych standardów. W tle jest, oczywiście, kwestia ucieczki miejsc pracy znad Sekwany nad Wisłę, która staje się osią kampanii wyborczej. Czy nasz rząd się tych gróźb wystraszył i traktuje je poważnie?
Konrad Szymański: - Myślę, że wszyscy rozumiemy, jakie emocje targają kandydatami, szczególnie w tak skrajnych okolicznościach, jak sytuacja przedwyborcza we Francji. Te słowa wymagają jednak stonowanej, ale i jasnej reakcji, ponieważ w tym wypadku zostało powiedziane coś, co zapowiada bardzo poważne napięcie wokół przyszłości wspólnego rynku unijnego. I to bez względu na to, kto te wybory wygra - Marine Le Pen tylko pod flagą francuską czy Emmanuel Macron pod flagą unijną. Oboje akurat w tej sprawie mówią dokładnie to samo.
ZOBACZ: Kandydat na prezydenta Francji żąda sankcji dla Polski! Szokujący wywiad Emmanuela Macrona
- Źle to wróży relacjom polsko-francuskim?
- Mamy różne oczekiwania wobec nowego prezydenta i liczymy na nowe, dobre otwarcie w naszych relacjach. W wielu kwestiach wypowiedzi Emmanuela Macrona są nawet obiecujące, ale w tej jednej sprawie już po wyborach będzie potrzebna w Unii bardzo poważna rozmowa. Musimy powiedzieć, jak wyobrażamy sobie przyszłość wspólnego rynku. Podważenie bowiem wspólnego rynku byłoby podważeniem samej Unii. Mamy poważne napięcie w strefie euro, poważne napięcie imigracyjne i gdyby do tego doszło postawienie znaku zapytania w sprawie wspólnego rynku, po Unii Europejskiej mógłby zostać sam szyld. Tego chcemy uniknąć. Chcemy, by UE pokonała swoje problemy i dlatego będziemy bronili wspólnego rynku.
- Tyle że zapowiadane przez Macrona sankcje mają dotyczyć nie tego, że Polska stosuje jakoby dumping społeczny, aby przyciągnąć do siebie miejsca pracy ze "starej Unii", ale tego, że Polska łamie unijne standardy praworządności.
- Nie mamy żadnego problemu, by rozmawiać rzeczowo na temat wątpliwości wyrażanych choćby przez Komisję Europejską co do zmian w sądownictwie konstytucyjnym. Mamy swoje racje i chętnie je przedstawimy. Także nowemu prezydentowi Francji. Natomiast w tym wypadku połączył to bardzo ściśle z rzekomym nietrzymaniem się Polski reguł wspólnego rynku. Jest dokładnie odwrotnie - to Francja chce podważyć te reguły. My przyjęliśmy je do swojego porządku prawnego i się ich trzymamy. Był zresztą taki moment, kiedy na tych regułach bardzo zarabiała francuska gospodarka.
- No tak, umowa była taka, że wy nam dajecie fundusze unijne, bo otwieramy rynek dla waszych firm.
- Tak. Wtedy kapitał francuski bardzo gładko wchodził do Polski, to z olbrzymią przewagą konkurencyjną, np. do sektora detalicznego i bankowego. Rozumiemy to, ale nie zgadzamy się na to, by zmieniać reguły, kiedy ten sam kraj odczuwa najmniejszy dyskomfort, przegrywając w tym wypadku konkurencję o inwestycje zagraniczne.
- I to budzi konkretne problemy gospodarcze i polityczne we Francji, stąd Le Pen jest tak silna i stąd taka, a nie inna reakcja Macrona.
- Rozumiem, ale każde państwo UE jest zobowiązane do przestrzegania czterech swobód wspólnego rynku. Rozwiązywanie swojego krajowego problemu poprzez kwestionowanie w tym konkretnym przypadku zasady swobody przepływu kapitału, to recepta zdecydowanie zbyt prosta. Jeśli Francja chce odzyskać konkurencyjność inwestycyjną, musi wejść na ścieżkę reform, a te zależne są od każdego kolejnego francuskiego rządu. Podważanie reguł wspólnego rynku jest niedopuszczalne.
- I trudne, stąd Macron rozszerza oskarżenie wobec Polski o sprawy praworządności i to one mają stać się przyczyną nałożenia na nasz kraj sankcji. I tu się pojawia problem tego, jak PiS prowadzi politykę zarówno wewnętrzną, jak i zewnętrzną.
- Połączenie tych dwóch rzeczy jest wyjątkowo nieszczęśliwe, ponieważ to sklejenie problemu utraty konkurencyjności z problemem tzw. procedury praworządności mogłoby sugerować, że w całej procedurze nie chodzi wcale o praworządność, ale o wypychanie Polski z rynku UE, o konkretne zyski gospodarcze. Mam nadzieję, że tak nie jest, choć retorycznie tak to zostało przedstawione przez bardzo poważną postać francuskiej polityki.
- Jak chce się uderzyć psa, kij zawsze się znajdzie. Kontrowersyjne zmiany ustrojowe, które wprowadzacie, nie są tym kijem, po który sięgnął Macron?
- To, co mu się udało, to wypowiedzieć słowa, które wprowadziły bardzo toksyczny ton do debaty europejskiej, bo przecież ta sprawa wykracza daleko poza relacje polsko-francuskie. W tym samym położeniu są liczne europejskie kraje, dziś bardziej konkurencyjne niż Francja.
- Jedną z osi kampanii Macrona było to, by wprowadzić wspólne standardy socjalne w UE. W tym obszarze widzicie pole do współpracy?
- Nie ulega wątpliwości, że odpowiedzialność społeczna dla naszego rządu jest ważna. Podniesienie płacy minimalnej, radykalne podniesienie transferów socjalnych i zmiany w systemie emerytalnym mówią jasno, że robimy w tej kwestii najwięcej spośród wszystkich dotychczasowych ekip rządowych. Natomiast nie zgodzimy się na to, żeby kwestie socjalne były regulowane na poziomie unijnym, ponieważ jest to droga wyłącznie do protekcjonizmu; do budowania barier wejścia na rynek Unii dla Polaków. To był powód, dla którego z sukcesem naciskaliśmy, by w deklaracji rzymskiej odnotować zróżnicowanie systemów społecznych w UE.
- Ktoś złośliwy mógłby zauważyć, że nie chcielibyście, żeby Polakom żyło się tak dobrze i stabilnie jak Niemcom czy Francuzom, którzy mają bardzo rozbudowane państwo dobrobytu.
- Chcemy, ale wiemy, że droga do tego wiedzie przez wzrost gospodarczy, a nie przez narzucanie odgórnych standardów przez UE. A jeśli o te standardy chodzi, to akurat premier Beata Szydło ma w Polsce najczystsze sumienie - nikt nie zrobił więcej dla ochrony pracowników niż ten gabinet.