Daleko od 11 listopada
Który dzień władze III RP uznały za święto niepodległości? 11 listopada 1918 r. czy 4 czerwca 1989 r.? Przez wiele lat, z uporem maniaka, wmuszały nam ten drugi moment. Przypomnę tylko, że do września 1993 r. na naszym terytorium stacjonowały okupacyjne wojska rosyjskie. Inaczej było w II Rzeczpospolitej, bo wtedy obcą armię pogoniliśmy pod Warszawą. Lipę (modne dziś politycznie słowo) widać było szczególnie w 2014 r., kiedy Barack Obama, zaproszony przez Bronisława Komorowskiego, mówił na placu Zamkowym w Warszawie o wolności, którą my – Polacy – mamy zawdzięczać zwycięstwu nad komunizmem. Tymczasem kilka dni wcześniej wydarzyło się coś, co w tej pokonanej rzekomo komunie całkiem temu zaprzeczyło. Oto na stołecznych Powązkach Wojskowych, nekropolii narodowych bohaterów, spoczął niejaki Wojciech Jaruzelski. Co ów sowieciarz miał wspólnego z polskimi dążeniami niepodległościowymi?
I kto towarzysza generała, przywódcę rodzimych bolszewików, szefa gangsterów, których nawet nierychliwy sąd III RP nazwał związkiem przestępczym o charakterze zbrojnym, pochował na Powązkach? Władze – wydawałoby się wolnej i niepodległej – Rzeczpospolitej. Takie rzeczy w Polsce po 11 listopada 1918 r. nie były możliwe.
W normalnym – wolnym, niepodległym – państwie to nie zdrajca i namiestnik okupanta byłby honorowany, ale człowiek, który z komuną walczył z narażeniem życia – gen. Ryszard Kukliński, nieprzypadkowo nazywany „pierwszym polskim oficerem w NATO”. A jego władze Polski na Powązkach nie chowały, z wyjątkiem prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego.
CZYTAJ: Czy 11 listopada w Święto Niepodległości zrobicie zakupy? Które sklepy będą czynne?
Bo 4 czerwca 1989 r. nie ma wiele wspólnego z 11 listopada 1918 r. To pierwsze to pseudoświęto wynikające z kontraktu, dogadania się z komunistami. Dlatego trudno się dziwić, że odrzucono wówczas dorobek II Rzeczypospolitej: wyrzucono do kosza legalny rząd londyński, urzędującego prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego i obowiązującą konstytucję kwietniową.
W konsekwencji okrągłostołowe „elity” wybrały kontynuowanie konstytucji, na której osobiście poprawki nanosił Józef Stalin. Odrzucili prawdziwie niepodległą Polskę, dla której kamieniem milowym był 11 listopada 1918 r. I tak Ryszard Kaczorowski dokonał jedynie symbolicznego przekazania insygniów prawowitej, konstytucyjnej władzy nowo wybranemu prezydentowi Lechowi Wałęsie. Bo Wałęsie ani reszcie okrągłostołowców nie zależało, aby wracać do jakiejś przedwojennej Polski, jej prawodawstwa i tradycji. Chcieli budować PRL-bis.
Niestety, ma się to nijak do Polski Piłsudskiego, Dmowskiego, Paderewskiego, Daszyńskiego, a potem Kaczorowskiego, Sabbata, Andersa – wolnej Polski wolnych Polaków. Przy Okrągłym Stole wygrała Polska „ludowa” funkcjonariuszy, agentów i poddanych Kremla: Bieruta, Gomułki, Jaruzelskiego, Kiszczaka i Urbana. Ten stan w wielu aspektach trwa do dziś. Wciąż jesteśmy daleko od 11 listopada.