Prezes Prawa i Sprawiedliwości zaprezentował w sobotę, 7 września, tzw. "hattrick Kaczyńskiego", który zakłada m.in. podniesienie pensji minimalnej do 3000 zł na koniec 2020 r. i do 4000 zł w 2023 r. (WIĘCEJ NA TEN TEMAT PRZECZYTASZ TUTAJ). Małgorzata Kidawa-Błońska wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego zmieszała z błotem. - Obiecano już prawie wszystko, nic więcej pan prezes nie mógł nam obiecać - stwierdziła bez ogródek. - Podwyższanie z mocy ustawy płacy minimalnej, to jest zakłócanie funkcjonowania przedsiębiorstw, to jest przeniesienie tej odpowiedzialności na przedsiębiorstwa. W Polsce płaca minimalna jest połową średniej krajowej, to jest w sposób naturalny, to nie zwiększa kosztów pracy. Jeżeli jest koniunktura, jeżeli są zamówienia, jest rozwój, to te płace rosną. Takie z góry narzucone płace powodują, że poniosą koszty tego przedsiębiorcy, nikt inny. To znaczy, że będą musiały wzrosnąć podatki - stwierdziła wicemarszałek Sejmu, która na domiar złego dla PiS po prostu wyszydziła wysęp Kaczyńskiego, nazywając go "tzw. programem". To spora zniewaga. Jak widać, to ma być jej sposób na rozwalenie rywali. Czas pokaże, czy to dobra taktyka.
CZYTAJ TEŻ: Spotkanie Dudy z Jędraszewskim. Piekielne słowa o KOMPROMITACJI ROZUMU