Nie ma wątpliwości, że na obczyźnie nasi aktorzy odegrali sceny z debaty prezydenckiej, która tak naprawdę powinna się zacząć za kilkanaście miesięcy.
Były wzajemne uśmiechy siedzących obok siebie wrogów, było kordialne poklepywanie po plecach, a wreszcie twarde dyplomatyczne riposty typu "chcieć to sobie możesz". Były dwa samoloty, dwa dwory i jeden wielki wstyd. Publicyści mimo różnic światopoglądowo-ideowych raczej zgodnym chórem oświadczali, że wstyd jest jeden, ale za to dla nas wszystkich. Tymczasem opinia publiczna dowiadywała się o sobie rzeczy zdumiewających, że wyrażając swoje zdanie w sondażach, raz bierze stronę Donalda Tuska, a raz Lecha Kaczyńskiego, w zależności od tego, jakie pytanie stawiali ankieterzy (jakże cudowne są wszelkie sondaże). Będzie jeszcze śmieszniej. Na linii Tusk - Kaczyński przed wyborami prezydenckimi będą teraz kopane wilcze doły, podkładane kwiczące zwierzęta i wypuszczani harcownicy pokroju Palikota. Jak to się skończy? Jakie "kończy"? Do wyborów zostały dwa lata!