"Super Express": - Podobno nie widział pan filmu "Nasze matki, nasi ojcowie", filmu, o którym dyskutuje cała Polska. Czemu?
Jacek Bromski: - Nie widziałem, bo z zasady nie oglądam filmów
o II wojnie światowej zrobionych przez Niemców, odkąd na festiwalu filmowym w Moskwie, na którym byłem członkiem jury, zobaczyłem film pt. "Stalingrad". Nakręcił go młody niemiecki reżyser, który starał się zrobić niemiecką wersję obrazu Olivera Stone'a "Pluton". Był w nim jeden zły Niemiec, ale na końcu na szczęście go zabili.
- Ale o tej najnowszej produkcji pan czytał?
- Czytałem, oczywiście. Widziałem też te najbardziej kontrowersyjne fragmenty.
- Czy pańskim zdaniem jest potrzeba, żeby polski przemysł filmowy odpowiedział na tę produkcję? A może sztuki nie należy w to wszystko mieszać?
- Myśli pan, że japońska kinematografia powinna odpowiedzieć np. na "Most na rzece Kwai"? To byłaby jakaś bzdura. Wie pan, uważam, że dobrze, iż TVP pokazała ten niemiecki film. Jaki to ma wpływ na nasze społeczeństwo, wiemy. Widzimy to po reakcjach. Został on opatrzony odpowiednim komentarzem. Nawet ten komentarz ze strony historyków niemieckich doczekał się odpowiedniego potraktowania. Z drugiej strony, niemieckie społeczeństwo długo nie chciało o II wojnie światowej mówić. Teraz zaczęło. Widać, że bez zaplecza w postaci wiedzy historycznej to wszystko kuleje.
- Jest pan autorem niezwykle popularnych filmów. Ja pozwolę sobie przytoczyć dwa tytuły tych, które mi najbardziej utkwiły w pamięci - "Zabij mnie, glino" i "Uwikłanie". Nie ciągnie pana, żeby nakręcić bardzo popularny film o II wojnie światowej, który pokaże prawdę, np. o żołnierzach AK?
- Nie ciągnie mnie. Ja mam tę luksusową sytuację, że mogę robić filmy, które chcę, i mogę sam wybierać sobie tematy.
- A podobał się panu "Braveheart"?
- Bardzo mi się podobał.
- Nie można zrobić podobnego filmu o Pileckim?
- Trzeba mieć pieniądze. W studiu filmowym Zebra mamy scenariusz filmu o Powstaniu Warszawskim, który wygrał konkurs na opowieść o tym wydarzeniu. Odbył się on dziesięć lat temu. Chce go zrobić Julek Machulski, który ma wielkie zacięcie historyczne. Już w paru filmach wyśmiewał się z niemieckich fobii. Jego kolejny film "Ambasada" to komedia o placówce niemieckiej w Warszawie w przededniu II wojny światowej. Zrobił świetną sztukę dla Teatru Telewizji o Powstaniu Warszawskim.
- I co z tym scenariuszem?
- Ciągle nie ma wystarczającej ilości pieniędzy.
- O jakich kwotach mówimy?
- Około 60 mln złotych.
- Polacy nie mogą zgromadzić takich pieniędzy na film o powstaniu?
- Nie mogą.
- Jeżeli ten film okazałby się sukcesem, zwróciłby się?
- Nie zwróciłby się, ale co to znaczy, czy się zwróci? Filmowy pomnik młodego powstańca?
- W Hollywood robi się filmy, żeby na siebie zarobiły. U nas jest to możliwe?
- Nie jesteśmy w Hollywood. W Europie robimy filmy, które w jakimś sensie są dziedzictwem kulturowym.
- Jaki jest średni budżet filmu fabularnego w Polsce?
- Około miliona euro.
- Czyli tylko ok. 4 mln złotych?
- Ostatnio zrobiłem film historyczny za rekordową kwotę 5,8 mld zł.
- A "Uwikłanie" ile kosztowało?
- 4,5 mln.
- Tamten o powstaniu kosztowałby aż 60. Czemu tak dużo? Ze względu na scenografię?
- Ze względu na scenografię, kostiumy, ogromną liczbę statystów.
- Nie mówię, że udałoby się to mnie czy panu, ale przecież takie pieniądze są do zebrania.
- Powinny się znaleźć. Jest Ministerstwo Kultury. Pani Gronkiewicz-Waltz powinna dać ok. 20 mln.
- Zróbmy akcję zbierania pieniędzy. "Super Express" chętnie pomoże.
- Czemu nie, ale to po referendum w Warszawie.
- Mówił mi pan, że niespecjalnie ogląda pan filmy i że woli pan seriale.
- Filmy oglądam namiętnie.
- Ale nie te w telewizji.
- Nie, ponieważ nie odnajduję w nich nic ciekawego. Natomiast namiętnie oglądam amerykańskie seriale. Robione są na bardzo wysokim poziomie. Dużo wyższym niż amerykańskie filmy wyprodukowane w Hollywood.
- Które panu się najbardziej podobają? "Newsroom"?
- "Homeland", "Zakazane imperium", "Rodzina Soprano"
- To nakręćmy serial. Historyczny. O II wojnie światowej.
- W ogóle chętnie zrobiłbym porządny serial. Robiłem już jeden, nie wiem, czy porządny, ale zabawny - "U pana Boga w ogródku". W jakimś sensie wymusiłem na telewizji pieniądze na tę produkcję. Na początku nie chcieli mi dać. Najpierw nakręciłem część własnym sumptem. Dopiero potem zobaczyli, że muszą to kupić.
- Pana zdaniem filmowcy nie powinni się mieszać do polityki i propagandy?
- Dlaczego nie? Tylko że wtedy są publicystami, a nie filmowcami. Przecież taki film jak "Układ zamknięty" to czysta publicystyka.
- A "Uwikłanie"? Przecież to film przeciw III RP.
- Dla mnie to jest thriller polityczny. Oczywiście pewne moje poglądy są w nim zawarte. Uważam, że niektóre sprawy nie zostały właściwie rozliczone.
- Wie pan, że jego scenarzystą jest były dziennikarz "Super Expressu"?
- Tak. Właśnie napisał nową książkę, ale powiedział, że sprzeda do niej prawa jedynie za milion dolarów.
- Serio?
- Tak. W takim wypadku na sam film niewiele by już zostało.
- Jest potrzeba zrobienia dobrego serialu o polskiej historii?
- Może i jest, ale do tego potrzebne są pieniądze. Telewizja publiczna musi mieć odpowiednie środki. Nie może być traktowana po macoszemu, nie może być też skazana na żebranie i zajmowanie się komercją, żeby przeżyć.
Jacek Bromski
Reżyser, szef Związku Filmowców Polskich