Wszystko to przykryło niespodziewanie zatrzymanie Sławomira N. Tylko czy słusznie? Sławomir N. to nieco zapomniana już gwiazda nagrań u Sowy, polskiej polityki i Platformy. Były minister transportu, szykowany nawet na następcę Donalda Tuska. Nie wiem czy jest winny. Nie mamy jeszcze informacji pozwalających to stwierdzić. I dziwię się wielu kolegom byłego ministra, że z takim przekonaniem deklarują bezwarunkową wiarę w jego uczciwość. Pamiętam nagrania jego rozmów na taśmach, pamiętam kombinowanie z kolega z ministerstwa co zrobić, żeby zablokować kontrolę w firmie jego żony… Pamiętam, że właśnie to, a nie zegarki stało się sygnałem dla Donalda Tuska do jego usunięcia z rządu.
Mając takich kolegów, ja tak bardzo nie spieszyłbym się z tak zdecydowanymi deklaracjami.
Szczerze mówiąc całe to gadanie i obietnice kolejnych rządów o tym, że już za momencik zaczną rozliczać poprzedników uważam za głupią, nic nieznaczącą szopkę. W polskiej polityce nikt nikogo za nic jeszcze nie rozliczył, choć przecież rozliczać mieli już Wałęsa Mazowieckiego, SLD solidaruchów, AWS postkomuchów, SLD AWS, pierwszy PiS niemal wszystkich, PO pierwszy PiS, a od 5 lat Tuska i jego drużynę rozlicza PiS.
Nie zauważyli państwo? Hm, ja też…
W kwestii rozliczeń polscy politycy są mistrzami świata w mieleniu jęzorem. Trudno sobie wyobrazić, żeby ktoś złamał tę niepisaną umowę i zaczął rozliczać jako pierwszy. To mogłoby oznaczać puszczenie klocków domina w ruch…
Największym zaskoczeniem polskiej polityki może być zatem to, jeżeli naszych polityków zaczną rozliczać inni. Tym bardziej, że Sławomir N. ma ukraińskie obywatelstwo i też jest już „ich”. Pamiętam kilka takich rozliczeń na Ukrainie. Bywało brutalnie i ostro. Bywało na długie lata. Trzeba przyznać, że tam niespecjalnie takie niepisane umowy respektują.
Nawet, jeżeli materiał dowodowy niekoniecznie na to pozwala.