Problemy ze skonsumowaniem sukcesu dotyczą większości organizacji, które przeżywają gwałtowny rozwój. Rozrost powoduje zawsze ten sam problem – skąd wziąć kadry, które będą gwarantować właściwe funkcjonowanie. Wydaje się, że niestrawność ta dopadła wreszcie i PiS, o czym świadczą problemy z rekonstrukcją rządu, wynikającą z odpływu ministrów do Brukseli oraz prawdopodobnego odejścia minister finansów.
PiS ma kilka sposobów, by radzić sobie z problemami kadrowymi. Najgorszy to sztukowanie tym, co już się ma. W jednej z bajek bohater wyrywał deski z mostu za sobą, by budować z nich most przed sobą. W bajce to zadziałało, w polityce niekoniecznie, bo konstrukcja może się zawalić. Wyciąganie Daniela Obajtka z Orlenu, by uczynić z niego wicepremiera i ministra od gospodarki to właśnie takie „wyrwanie deski”. Podobnie pomysł, by premier wziął na siebie obowiązki ministra finansów. To musi się odbywać kosztem czegoś.
Kolejna droga to awans pokoleniowy. To znaczy awansowanie młodych polityków. To opcja znacznie sensowniejsza z punktu widzenia organizacji. Jeśli Paweł Szefernaker zostanie ministrem spaw wewnętrznych, to po następnych wyborach zapewne nie będzie jedynym ministrem- trzydziestolatkiem.
I wreszcie ostatnią możliwością, a może raczej koniecznością jest kooptacja nowych środowisk i ludzi do obozu władzy. To oczywiście grozi napłynięciem rozmaitych szumowin i karierowiczów. Ale sądzę, że ta ludzka fala już dawno do PiS dotarła. Oni szybciutko pukają do każdej władzy. Teraz do wzięcia są ludzie, którzy wreszcie uświadomili sobie, że PiS nie jest efemerydą, lecz trwałym i potężnym zjawiskiem. I jeśli chce się Polskę poprawiać, trzeba to robić z Kaczyńskim. Tych ludzi nie powinno się skreślać, lecz traktować jako źródło specjalistów.