Tak, biedny Trudeau przepraszał za swoje przebranie z balu przebierańców, w którym bawił się 20 lat temu. Był wtedy przebrany za Aladyna i przyciemnił sobie twarz. Niby dawno, niby błaha sprawa, ale żarna politycznej poprawności mielą każdego, kto podpadnie jej aktywistom. Nawet liberałom przez największe L. Przebranie uznano w Kanadzie za rasistowskie, a Trudeau tłumaczył, że jako osoba wywodząca się z „uprzywilejowanego środowiska”, pozbawiony był wrażliwości na pewne kwestie.
W Polsce ta sprawa wydawać się musi groteskowa i odległa. Ale przynajmniej to drugie poczucie może być mylne. Polityczna poprawność coraz mocniej zapuszcza korzenie i w Polsce, niby konserwatywnej, niby rządzonej przez prawice, ale zalewanej jednak przez globalne trendy.
Polityczna poprawność narodziła się z bardzo szlachetnych pobudek, bo jeszcze w latach 50. ubiegłego wieku czarnoskóry Amerykanin został uznany za psychicznie chorego tylko dlatego, że chciał się kształcić na uniwersytecie. Ale od tego czasu świat przebył ogromną drogę i dziś polityczna poprawność częściej bywa problem niż receptą.
Także w Polsce. Opowiadał mi znajomy dyrektor szkoły, że pewien Wietnamczyk usiłujący zapisać córkę do jego szkoły, na argumenty o tym, że klasa jest już zbyt liczna, odpowiedział w następujący sposób: jeśli dziecko nie zostanie zapisane, nagłośnię sprawę jako przejaw dyskryminacji rasowej. I dyrektor się wystraszył, i przyjął.