Chodzi o roczne nagrody w wysokości ponad 110 tys. zł na osobę. Nasz artykuł wywołał jednak burzę w Sejmie. Zdecydowana większość posłów uznała, że takie premie są po prostu niesprawiedliwe, a na pewno niestosowne w czasach kryzysu, kiedy pieniędzy brakuje dosłownie na wszystko. I chociaż minister sportu zagroził dymisją, jeśli nagrody miałyby zostać odebrane, to dymisji nie będzie. Premii też nie będzie, bo tak zdecydował premier Donald Tusk.
To dobra decyzja. Nie ma powodu do wypłacania fortun ludziom, którzy i tak co miesiąc inkasują po kilkadziesiąt tysięcy złotych. Tym bardziej że wykonywana przez nich praca nie wydaje się ciągle zbyt widoczna. Czas na nagrody przyjdzie wtedy, gdy rzeczywiście wszystkie stadiony i niezbędna do przeprowadzenia mistrzostw Europy w Polsce infrastruktura będą gotowe. Inna sprawa, że dopiero dzięki "Super Expressowi" wyszło na jaw, jak lukratywne kontrakty mogą podpisywać w państwowej spółce menedżerowie. Ktoś te kontrakty sporządził, ktoś je zaakceptował...