Grzegorz Schetyna

i

Autor: Piotr Kowalczyk

Grzegorz Schetyna: Powiem, jeśli TUSK POPEŁNI BŁĄD

2012-03-17 11:36

Nie czuję się upokorzony ani outsiderem. Wspieram rząd, choć w nim nie jestem - mówi Grzegorz Schetyna (PO)

"Super Express": - Jak czuje się generał upokorzony, poniżony, pozbawiony władzy i zesłany do małego pokoiku z ogromnych przestrzeni gabinetu marszałkowskiego?

Grzegorz Schetyna: - Nie jestem generałem i nie czuję się upokorzony. Poprzedni gabinet był większy, ale ja nigdy nie przywiązywałem się do gabinetów. Ten jest przytulny, to dobre miejsce do pracy. A poza tym zacznijmy od tego, że mam satysfakcję, bo na koniec ostatniego wywiadu dla "Super Expressu" powiedziałem wam, że Szczęsny będzie pierwszym bramkarzem reprezentacji i się sprawdziło. (śmiech)

- Więc mówi pan, że nie czuje się upokorzony przez Tuska?

- Nie. To dla mnie nowy etap, nowe doświadczenie. Zresztą bardzo ciekawe.

- Ale zauważa pan, że Platformie nie najlepiej idzie bez pana? Któregoś dnia premier będzie musiał powiedzieć: Grzesiek, wracaj i ratuj.

- Próbujecie mnie poróżnić z premierem, nieładnie (śmiech). Pierwsze miesiące nowego rządu to był trudny czas, ale jestem pewien, że odzyskamy zaufanie wyborców. Będziemy wspólnie ciężko pracować, żeby tak się stało.

- Może nie chce pan pokazać swojej prawdziwej twarzy, ujawnić, że nie zaakceptował decyzji Tuska?

- Jestem w PO, jestem jej pierwszym wiceprzewodniczącym i akceptuję takie rozdanie. Wspieram rząd, tak jak mogę, bo to jest mój rząd. Mimo że w nim nie jestem.

- Załóżmy, że dzwoni do pana Tusk i mówi: Grzesiek, jesteś mi potrzebny w takim i takim ministerstwie... Już pan się uśmiecha.

- Bo nie wyobrażam sobie takiej sytuacji. Jesteśmy po pierwszych miesiącach rządu i przed nami wielka impreza EURO 2012, którą trzeba dobrze przeprowadzić. Obecnie nie ma tematu rekonstrukcji rządu.

- Czyli telefon od Tuska po EURO?

- Proszę o tym rozmawiać z premierem. Jestem gotowy do realizacji każdego projektu w Platformie. Zawsze to podkreślałem.

- Przez 21 lat był pan liderem. Od dyrektora w urzędzie wojewódzkim przez wicewojewodę, szefa radia, klubu koszykarskiego, założyciela partii, ministra, wicepremiera, marszałka... A teraz outsider.

- Panowie znowu podkręcają. Doskonale wiem, że jak ktoś chce wywołać u mnie emocje, to używa słów, że jestem na aucie, że zostałem upokorzony i tak dalej. A ja mówię i będę to powtarzał do znudzenia, że teraz zajmuję się pracą tutaj i uważam, że to ciekawe doświadczenie. Potrzebuję trochę dystansu po czterech bardzo intensywnych latach. Nie czuję się outsiderem.

- Czyli oglądamy lekcję pokory Grzegorza Schetyny?

- Pokora jest bardzo ważna, uczę się jej cały czas.

- Chciałby pan, by dom budował panu ktoś, bez wiedzy o budownictwie?

- Nie.

- A Ministerstwem Sportu rządziła osoba, która nie zna się na sporcie?

- Ministerstwo Sportu to wielkie wyzwanie. Wydaje mi się, że pani minister Mucha już lepiej zna się na sporcie.

- Ale my nie mówiliśmy nic o pani Musze, tylko ogólnie...

- Już ja wiem, o czym panowie mówią (śmiech).

- Więc pani minister lepiej zna się na sporcie teraz niż, gdy obejmowała resort? Wtedy się nie znała?

- Lepiej zna się teraz. Minister nie musi znać się na wszystkim, to niemożliwe. Najważniejsza jest zdolność do budowy dobrego zespołu, który będzie sprawnie zarządzał projektami.

- A co pan sądzi o Joannie Musze?

- Bardzo dobrze oceniam jej pracę w komisji zdrowia.

- Również za sformułowanie dotyczące starszych ludzi, których nie opłaca się leczyć i że do lekarza chodzą, żeby sobie porozmawiać?

- Z tego się już wytłumaczyła. Uważam, że czas ostatnich tygodni czy miesięcy nie był szczęśliwy, Joanna Mucha mimowolnie stała się w części symbolem pewnych zdarzeń, ciągu kłopotów.

- Tak, symbolem wpadek PO. Bo mamy ich więcej, np. Arłukowicza...

- To jest inna kwestia. Wprowadzanie ustawy refundacyjnej przez nową ekipę, nowego ministra. Miał naprawdę niewiele czasu. Uważam, że Arłukowicz ciężko pracuje i uda mu się dobrze zakończyć reformę.

- To winny jest ten, kto przygotowywał ustawę, czyli obecna marszałek Ewa Kopacz?

- Czas kampanii wyborczej nie służy przygotowaniom trudnych rzeczy. Nie ma sensu zajmować się historią. Będziemy mądrzejsi w lipcu, kiedy będziemy mogli podsumować efekty tej reformy.

- Uważa pan, że to dobrze, że pacjenci zapłacą o 700 mln zł więcej za leki?

- Tak jak powiedziałem, efekty podsumujemy w lecie. Wtedy okaże się, czy pacjenci płacą mniej za leki.

- A jeżeli okaże się, że ludzie tyle dopłacą? Co wtedy PO zrobi?

- Intencją tej ustawy jest to, aby ludzie mniej płacili za leki. Jeżeli okaże się, że ten cel nie zostanie osiągnięty, to będziemy wprowadzać korekty.

- W tym roku wszyscy emeryci dostali jednakową waloryzację - 71 zł. Jest skarga OPZZ, że w sumie emeryci dostali na waloryzację mniej w porównaniu z pulą na waloryzację procentową. Czy to też było celem PO, by dać mniej emerytom?

- Opiera się pan na wyliczeniach OPZZ, który jest związany z jedną z partii opozycyjnych.

- Oni są od tego. Pokażcie nam wyliczenia.

- Podwyżka kwotowa jest korzystna dla emerytów otrzymujących najniższe emerytury. Jestem przekonany, że resort pracy przedstawi szczegółowe wyliczenia. Mieliśmy dobre intencje.

- Dobrymi intencjami... Dobre intencje macie, jeśli chodzi o zmianę wieku emerytalnego?

- Podniesienie wieku emerytalnego jest nieuchronne, tak robi większość Europy. Musimy to zrobić z odpowiedzialności za następne pokolenia.

- Dlaczego PO nie potrafi pokazać, że przy ustawie refundacyjnej dokładnie tyle zyskają pacjenci, pokazać, ile zyskają emeryci przy tej waloryzacji. Nie ma normalnych komunikatów. O podwyższeniu wieku emerytalnego poinformowaliście po wyborach.

- Kwestię podniesienia wieku emerytalnego zapisano w rządowym raporcie "Polska 2030" w 2009 roku. A reforma wynikająca z wniosków z tej diagnozy została ogłoszona w exposé. A to jest plan na całą kadencję rządu. Dzisiaj uzgadniamy szczegóły tej reformy, prowadzimy konsultacje społeczne. Nie robimy niczego za plecami, cały proces jest jawny i przejrzysty.

- Niczego nie robicie za plecami? A ACTA? Najpierw opowiadaliście się przeciw internautom, potem, gdy zobaczyliście siłę protestów, szybciutko się wycofaliście.

- Premierowi wystarczyło odwagi, by wycofać się z tego projektu. To była bardzo nietypowa, jak na polityczne standardy, decyzja. Premier był w stanie przyznać się do błędu. To było zdecydowanie lepsze od tego, by mówić, że nic się nie stało.

- Nie przestraszyliście się siły protestujących internautów?

- Nie. To nie był strach. To była rzetelna, spokojna analiza. Posłuchaliśmy uważnie protestujących, dokonaliśmy analizy i zmieniliśmy poprzednią decyzję.

- Chcecie rozstrzelać Trybunałem Stanu Kaczyńskiego i Ziobrę? Zemsta?

- Nie. Był przecież raport z prac komisji powołanej do zbadania okoliczności śmierci Barbary Blidy. Mówiliśmy, że do niego wrócimy. Był czas kampanii wyborczej, kiedy nie powinno się zgłaszać takich projektów. Mówiliśmy, że przyjdzie czas na analizę tych wniosków. I przyszedł.

- Ale premier najwyraźniej nie chce się w to włączyć.

- Wniosek przygotowuje klub parlamentarny.

- Klub nie chce słuchać lidera?

- Dyskutowaliśmy o tym na zarządzie krajowym. Realizujemy to, o czym mówiliśmy po zakończeniu pracy komisji Barbary Blidy i komisji w sprawie tzw. nacisków..

- A nie boicie się, że za 3,5 roku zmienią się bieguny polityczne i będą np. wnioski o Trybunał Stanu dla panów Schetyny i Tuska?

- Nie, nie widzę powodu do takich wniosków. Dzisiaj jesteśmy jeszcze przed ostateczną decyzją w sprawie wniosków do Trybunału Stanu. Podejmiemy decyzję i będziemy mówić w tej sprawie jednym głosem.

- Zatem dyscyplina w głosowaniu?

- Na razie nie ma jeszcze wniosku.

- W jednym z wywiadów wyraził pan zadowolenie, że to Jarosław Kaczyński jest szefem największej opozycyjnej partii, bo on według pana nie może zagrozić Platformie. Jarosław Kaczyński z kolei mówił "Super Expressowi", że szuka następcy. Kto go zastąpi?

- Nie wiem. Nie uważam, aby prezes szybko oddał władzę w PiS. Nie widać następcy.

- A w PO jest? Grzegorz Schetyna już się szykuje?

- Mamy trudne rzeczy przed sobą, musimy przejść przez trudne, ale konieczne reformy. Na razie o tym nie myślimy. Musimy być razem, by się wspierać.

- Ale z ludzi sprawnie zarządzających został pan zesłany do kąta w Sejmie i ogląda swoich następców w ministerialnych fotelach. Nie mówi pan sam do siebie, że to zrobiłbym lepiej?

- Nie. Mam dystans, bardzo dbałem o to, by władza mnie nie zmieniła. Jestem wierzący.

- Pomaga panu ta chrześcijańska postawa.

- Tak. Powtarzam, że mam dystans. Z pokorą przyjąłem to doświadczenie.

- A chrześcijanin Gowin to dobry minister?

- Tak. Pokazał już to. Choćby proponując projekt ustawy deregulacyjnej.

- Nie przeszkadza panu to, że jest najbardziej prawicowym skrzydłem?

- Oczywiście, że nie. Ważne jest to, czy jest skutecznym ministrem i ma dobre pomysły. W jednym rządzie mogą się znaleźć Arłukowicz i Gowin. Nie ma drugiej takiej partii. To jest nasz atut. Z boku zostają dwie partie na lewicy i dwie na prawicy, które ze sobą wciąż walczą. To nam daje czas na reformowanie państwa. Mam nadzieję, że to dobrze wykorzystamy.

- Wystarczy panu odwagi, by powiedzieć Tuskowi, że podjął błędne decyzje?

- Tak. Jeżeli popełni jakiś błąd, to na pewno mu to powiem.

- Kiedyś potrafił pan to publicznie powiedzieć. Na przykład, jeśli chodzi o odpowiedź na raport MAK.

- Dzisiaj nie widzę takiego powodu.

- No i dalej razem gracie w piłkę.

- Tak, choć ostatnim razem byliśmy w przeciwnych drużynach (śmiech).

- Gdzie będzie Grzegorz Schetyna za 5 lat?

- W marcu 2017? Będę po pięćdziesiątce. Nie wiem, co będzie. To jeszcze wiele lat. Ale chciałbym być aktywny co najmniej do 67. roku. I cieszyć się z każdego dnia, że można coś zmieniać. To jest wyzwanie. Nie wyobrażam sobie tego, bym wziął ciepłe kapcie i cieszył się z tego, że jestem na emeryturze.

- Grzegorz Lato przyznał się, że przyjął kopertę. Co można zrobić z takim szefem PZPN?

- Jeżeli ktoś istotnie ma taką wiedzę, to powinien oddać sprawę do prokuratury i powinna to wyjaśnić.

- Deklaracji o dymisji nie było i raczej nie będzie. Lato twierdzi, że nie wiedział, że w kopercie są pieniądze, że oddał ją policji.

- Nie mam nic więcej do dodania w tej sprawie.

- Spotyka się pan z Mirosławem Drzewieckim?

- Gdy przyjeżdża do stolicy, to tak.

- I co mówi poza tym, że nie lubi "Super Expressu"?

- On przepada za "Super Expressem" (śmiech). EURO 2012 to dobry czas, by podziękować wszystkim, którzy do tego doprowadzili. Myślę o byłych ministrach sportu. Jest Elżbieta Jakubiak, Drzewiecki, Adam Giersz.

- O! Jest pan pierwszym człowiekiem z PO, który powiedział dobre słowo o Elżbiecie Jakubiak.

- Uważam, że to jej się należy. Ona naprawdę angażowała się w EURO.

- Z jednej strony mówi pan, że Drzewiecki i Giersz są dobrzy, a z drugiej krytykuje nagrody wypłacone dla szefów spółek sportowych, które oni przyznali.

- Mówię o ministrach odpowiedzialnych za projekt EURO 2012. Będziemy dumni z tych mistrzostw. Ludzie już zachwycają się stadionami. Mam nadzieję, że EURO 2012 to będzie nasze wielkie wspólne święto.

- Ale czym dojadą na te stadiony? Pociągi się nie wykoleją?

- Nie. Będą zadowoleni. Ważne jest też bezpieczeństwo.

- Błędem było wyrzucenie Adama Rapackiego, wiceministra MSW, który odpowiadał właśnie za bezpieczeństwo?

- Jestem przekonany, że pomysły Rapackiego są kontynuowane. Personalne roszady nie mają wpływu na pracę operacyjną.

- A jak się pan czuje jako były minister MSWiA, pod którego nosem rozpoczęła się największa afera korupcyjna w Polsce?

- Warto przypomnieć, że to ja, będąc ministrem, zwróciłem się do koordynatora służb, wówczas Jacka Cichockiego, o objęcie tych przetargów specjalnym nadzorem, tzw. tarczą antykorupcyjną. Skierowałem również kilka wniosków dotyczących tych spraw do prokuratury. Dzisiaj te sprawy są kończone. Osoby, które są podejrzane o łamanie prawa i korupcję, są już zatrzymane. To smutne, że prawdopodobna skala nieuczciwości była tak duża. Cieszę się, że tarcza antykorupcyjna jednak zadziałała. Zrobiłem wszystko, co mogłem w tej sprawie.

- Ile meczów nasza drużyna rozegra na EURO?

- Wyjście z grupy będzie znakiem sukcesu. W losowaniu Bóg był po naszej stronie. Cztery mecze rozegramy na pewno. Pięć byłoby sukcesem.

Nasi Partnerzy polecają