„Jesteśmy w punkcie zwrotnym historii. To on sprawił, że Szwecja i Finlandia chcą dołączyć do NATO. To także moment, kiedy musimy wszyscy na Zachodzie zrozumieć, że konieczne jest zwiększenie budżetów obronnych i inwestycje w nasze armie. 2 proc. PKB na te cele to absolutne minimum” – mówi w rozmowie z Tomaszem Walczakiem Magdalena Andersson.
Podkreśla, że najważniejsza jest dziś jedność Zachodu w pomocy militarnej dla Ukrainy, ale jest dla niej jasne, że po wojnie Rosja będzie musiała zapłacić za odbudowę zniszczonej Ukrainy, a rosyjscy zbrodniarze wojenni będą musieli odpowiedzieć karnie za terror wobec Ukraińców. Była premier Szwecji i przewodnicząca Szwedzkiej Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej mówi też o kulisach swojej decyzji ws. przystąpienia do NATO oraz przeszkodach, które jej kraj spotkały.
Rosja musi zapłacić za odbudowę Ukrainy, a rosyjscy zbrodniarze muszą zostać ukarani
„Super Express”: - Inwazja Rosji na Ukrainę sprawiła, że w ubiegłym roku szwedzki rząd, którego była pani premierką, zdecydował, żeby razem z Finlandią przystąpić do NATO. Putin skończył z długoletnią polityką neutralności Szwecji. W obliczu rosyjskiego zagrożenia dla europejskiego bezpieczeństwa neutralność nie jest już na naszym kontynencie opcją?
Magdalena Andersson: - De facto nigdy nie byliśmy neutralni. Po prostu nie byliśmy członkiem sojuszy militarnych. Jako członek Unii Europejskiej nigdy nie bylibyśmy neutralni, gdyby któryś z jej członków został zaatakowany. Co do decyzji o przystąpieniu Szwecji do NATO, z mojej perspektywy jako ówczesnej szefowej rządu, była ona jednocześnie trudna i prosta. Trudna, ponieważ przez 200 lat nie byliśmy związani żadnymi sojuszami wojskowymi, ale jednocześnie, kiedy rzeczywistość zmienia się tak dramatycznie jak po rosyjskiej inwazji na Ukrainę, trzeba podjąć właściwą decyzję. Historia nakazywała, by Szwecja stała się członkiem NATO.
- Rosyjska inwazja była w Szwecji podobnym szokiem jak choćby w Polsce?
- I tak, i nie. Oczywiście, inwazja na Ukrainę nie miała żadnego sensu i stąd jednak zaskoczenie, że Putin się na nią zdecydował. Z drugiej strony, przez wiele miesięcy widzieliśmy wyraźnie idące pełną parą rosyjskie przygotowania do wojny, więc kiedy ona w końcu wybuchła, nie byliśmy aż tak zaskoczeni.
- Szwecja postanowiła dołączyć do NATO razem z Finlandią. Spodziewała się pani, że droga do Sojuszu będzie tak wyboista? Widzimy, że Turcja stawia kolejne przeszkody dla szwedzkiej akcesji, a Węgry Orbana ciągle odwlekają ratyfikację waszego członkostwa.
- Na początku procesu akcesyjnego do NATO, aż do samego podpisania dokumentów akcesyjnych, wszystkie państwa członkowskie Sojuszu były pozytywnie do tej decyzji nastawione. Także Turcja i Węgry. Turcja zmieniła jednak zdanie, a Węgry ociągają się z ratyfikacją. Oczywiście, każde państwo, które kiedykolwiek przystępowało do jakiejkolwiek organizacji międzynarodowej wie, że droga do niej może być wyboista. Zawsze może wyjść coś po drodze i nie zawsze ten proces idzie tak gładko, jakby się tego chciało. Z tego względu nie byliśmy też aż tak bardzo zaskoczeni, że szwedzka akcesja do NATO napotyka problemy. Niemniej, i tak idzie ona dość szybko i bardzo jesteśmy wdzięczni Polsce, że tak szybko ratyfikowała naszą akcesję.
- Akurat w Polsce wszyscy kibicują Szwecji i Finlandii w drodze do NATO.
- Wejście do NATO jest bardzo ważne dla naszych krajów, ponieważ dzięki temu będą one dużo bardziej bezpieczne. Oczywiście, chcemy wnieść w zbiorowe bezpieczeństwo NATO swój wkład i sprawić, że rejon Morza Bałtyckiego będzie bezpieczny.
Magdalena Andersson. Premier Szwecji do października 2022 r., przewodnicząca Szwedzkiej Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej
- Wiele wskazuje na to, że planowana wspólna akcesja Szwecji i Finlandii może się nie wydarzyć i wobec blokowania szwedzkiego wniosku przez Turcję być może Finlandia przystąpi do NATO wcześniej. Jak odbiorą to Szwedzi?
- Zobaczymy. Na razie wszystko jest w rękach Turcji i Węgier i przekonamy się, jakie ostatecznie decyzje zostaną przyjęte przez ich parlamenty. Niemniej dla NATO lepiej by się stało, gdyby Szwecja i Finlandia przystąpiły do Sojuszu w jednym czasie. Decyzja o wspólnej akcesji nie wynika wyłącznie z tego, że miło mieć w tym procesie dobre towarzystwo, ale także ze względów praktycznych. Wystarczy spojrzeć na mapę, by widzieć, jak trudno byłoby NATO bronić Finlandię, gdyby Szwecja nie była członkiem Sojuszu. Co więcej, armie naszych krajów są bardzo blisko ze sobą powiązane. Pogłębiona współpraca naszych armii sprawia wzmacnia nasze zdolności obronne. Gdyby Szwecja nie stała się członkiem NATO, wiele lat wspólnego planowania nie zadziałałyby z pełną siłą i bezpieczeństwo obu naszych krajów byłoby osłabione.
- Szwecja i Finlandia od początku procesu akcesyjnego zostały objęte natowskimi gwarancjami bezpieczeństwa. De facto są już członkiem i brakuje tylko oficjalnego potwierdzenia tego faktu?
- Mamy te gwarancje i jesteśmy za nie wdzięczni. Problem, który wynika z braku oficjalnego potwierdzenia członkostwa naszych krajów w NATO, polega na tym, że nie możemy brać udziału w planowaniu działań Sojuszu, a bez wątpienia nasz udział w nim byłby jednak dobry także dla całego bloku.
- Patrząc na wojnę w Ukrainie, uważa pani, że jako Zachód zrobiliśmy dla Ukrainy wszystko, co mogliśmy, by pomóc jej skutecznie się bronić? Czy może jest tak, jak widzą to niektórzy: robimy to, co trzeba, ale zdecydowanie zbyt wolno?
- Bez wątpienia jako Zachód robimy rzeczy, których jeszcze rok temu sami się po sobie nie spodziewaliśmy. Putin nie docenił ukraińskiej armii, wysokiego morale ukraińskich żołnierzy i wytrwałości ukraińskiego społeczeństwa obywatelskiego. Popełnił też błąd w ocenie Zachodu, jego jedności i zdecydowania w pomocy Ukrainie. Moim głównym zmartwienie jest dziś to, żeby w wypadku przedłużania się wojny, jedność Zachodu i nasza determinacja we wsparciu dla Ukraińców została utrzymana. Musimy zapewnić jej dostawy broni, amunicji, ale także wsparcie finansowe, które jest równie ważne jak pomoc militarna. Europa potrzebuje też przywództwa, które będzie w stanie utrzymać mobilizacje naszych społeczeństw wobec trudów, z jakimi się one spotykają ze względu na wojnę – cen żywności czy benzyny. Jestem przekonana, że w Polsce nie będzie to problem ze względu i na bliskość wojny, i na doświadczenia historyczne waszego kraju. Ale w dłuższej perspektywie problemy wśród zachodnich społeczeństw mogą się pojawić i trzeba będzie na nie odpowiedzieć. Wyzwaniem, przed którym stoimy, jest także to, by zwiększyć w Europie produkcję broni i amunicji.
Jako Europa musimy też zrozumieć, że nie możemy wiecznie polegać na amerykańskich gwarancjach bezpieczeństwa. Sama Unia Europejska ma 500 mln mieszkańców i nie możemy outsourcingować naszego bezpieczeństwa na 300-milionowy kraj. Musimy odrobić pracę domową. To jedna z konkluzji wojny w Ukrainie
- To niezwykle istotne, bo to, czego dowiedzieliśmy się z powodu wojny w Ukrainie, to fakt, że armie europejskie niekoniecznie są dziś gotowe na prowadzenie długotrwałej wojny, a nasze możliwości militarne mają poważne ograniczenia, jeśli chodzi o wsparcie dla Ukrainy. Czas wybudzić się ze snu, w który w kwestiach bezpieczeństwa popadliśmy po zakończeniu zimnej wojny?
- Jesteśmy w punkcie zwrotnym historii. To on sprawił, że Szwecja i Finlandia chcą dołączyć do NATO. To także moment, kiedy musimy wszyscy na Zachodzie zrozumieć, że konieczne jest zwiększenie budżetów obronnych i inwestycje w nasze armie. 2 proc. PKB na te cele to absolutne minimum. Jako Europa musimy też zrozumieć, że nie możemy wiecznie polegać na amerykańskich gwarancjach bezpieczeństwa. Sama Unia Europejska ma 500 mln mieszkańców i nie możemy outsourcingować naszego bezpieczeństwa na 300-milionowy kraj. Musimy odrobić pracę domową. To jedna z konkluzji wojny w Ukrainie.
- Jest inna?
- Nie możemy być uzależnieni od dostaw surowców energetyczny z reżimów autorytarnych. Rosja pokazała, że nie są one tak godne zaufania, jak to sobie wyobrażaliśmy. Dotyczy to także państw Bliskiego Wschodu. Tu kwestia bezpieczeństwa energetycznego zazębiają się z walką ze zmianami klimatu. Wiemy doskonale, że zielona transformacja będzie także motorem rozwoju gospodarczego. Oprócz więc wydatków na obronność, musimy zwiększyć też wydatki na transformację energetyczną.
Biorąc pod uwagę to, co Rosja zrobiła i robi w Ukrainie, musimy oczekiwać, że Moskwa weźmie na siebie przynajmniej część kosztów odbudowy Ukrainy, a Rosjanie, którzy odpowiadają za zbrodnie wojenne zostaną osądzeni. Najpierw musimy się upewnić, że dostarczamy Ukrainie wystarczającej ilości broni, amunicji i pieniędzy
- Nie wszyscy w Polsce to dostrzegają, ale bez wątpienia wojna w Ukrainie przyspieszy politykę klimatyczną. Pytanie, czy nie spowoduje to wstrząsów społecznych, jeśli to przyspieszenie odbędzie się kosztem zwykłych ludzi.
- Kluczowym elementem polityki klimatycznej jest to, by koszty procesu transformacji nie zostały przerzucone na zwykłych Europejczyków. Przecież nie możemy oczekiwać, że każemy ludziom porzucić samochody spalinowe i przesiąść się na auta elektryczne. Niezbędne są więc, by to uniezależnienie się od reżimów autorytarnych w kwestiach energetycznych i budowanie suwerenności energetycznej, były obudowane osłonami społecznymi. Bez tego nasza polityka klimatyczna się nie uda.
- Do jakich celów jako Zachód powinniśmy, pani zdaniem, dążyć w wojnie?
- Wszystko zależy od Ukrainy. To Ukraińcy będą decydować o tym, w którym momencie zacząć negocjacje, a my, jako Zachód, musimy ich wspierać tak długo, jak to konieczne.
- Co z Rosją? Wśród krajów Europy Środkowo-Wschodniej panuje przekonanie, że Rosja musi tę wojnę sromotnie przegrać, by na dekady wybić jej z głowy chęć najeżdżania kolejnych sąsiadów. To byłoby najlepsze rozwiązanie?
- Musimy działać mądrze i wyciągać wnioski z historii. Niemniej, biorąc pod uwagę to, co Rosja zrobiła i robi w Ukrainie, musimy oczekiwać, że Moskwa weźmie na siebie przynajmniej część kosztów odbudowy Ukrainy, a Rosjanie, którzy odpowiadają za zbrodnie wojenne zostaną osądzeni. Najpierw musimy się upewnić, że dostarczamy Ukrainie wystarczającej ilości broni, amunicji i pieniędzy.
Rozmawiał Tomasz Walczak