Biały człowiek na czarnym lądzie
Prezydent Andrzej Duda odwiedził Wschodnią Afrykę: Kenię, Rwandę i Tanzanię. Wszędzie był przyjmowany mile, a uszy jego pieściły okrzyki „hakuna matata” przynależne „Królowi Lwu”. W języku suahili „hakuna matata” znaczy jednak także: „nie martw się", „bez obaw”. Faktycznie nie było powodu - w żadnym z tych krajów nie podzielił losów rektorów wyższych uczelni z Polski z dowcipu, który opowiadał na stulecie AGH.
Po szczęśliwej podróży prezydent dziarsko wrócił do zajęć - do fuknięć, póz i mów. Na początek zwołał Radę Gabinetową. Za rządów swoich przyjaciół z PiS zwołał ją dwa razy na osiem lat. Za Tuska – już po dwóch miesiącach. Oczywiście, jak to on, opowiada dyrdymały, że w trosce o najważniejsze dla Polski inwestycje… Nigdy wcześniej go to nie interesowało.
Nie interesował go skandal z elektrownią Turów, do którego PiS-owski rząd dopuścił z nieuctwa, nieporadności i pychy. Nie interesowała go flota-widmo promów bałtyckich i lipna stępka przybijana na niby, słowem nie odezwał się, gdy rząd PiS budował nie wiadomo po co blok węglowy elektrowni w Ostrołęce, ani potem, gdy zaawansowaną konstrukcję trzeba było rozebrać.
W tych i w setkach innych spraw prezydent milczał, bezkrytycznie aprobował, albo dokładał rękę do niekonstytucyjnych szwindli. Trzeba powiedzieć, że do ostatnich wyborów parlamentarnych prezydent Duda był tylko podwykonawcą antydemokratycznej machiny PiS. Po wyborach stał się aktorem pierwszoplanowym i z pełnym zaangażowaniem gra rolę, którą los złożył mu w ręce.
Opóźnił powstanie rządu Tuska do granic konstytucyjnych możliwości, jako pierwszy prezydent RP odesłał budżet do lipnego TK, do ostatniej chwili czeka z odebraniem przyrzeczenia od nowych członków PKW, którzy wybrani zostali już przez nowy Sejm. No a teraz postanowił odegrać spektakl „wzywając” rząd Tuska na Radę Gabinetową z zamiarem przesłuchania go na temat realizacji programu Prawa i Sprawiedliwości. Rząd koalicyjny, który wygrał wybory, bo ludzie mieli dosyć PiS razem z jego planami, ma bez zastrzeżeń te plany realizować! Rząd Tuska ma nie marudzić, nie sprawdzać kontraktów zawartych wedle niejasnych kryteriów, jeśli trzeba coś poprawić, to ma poprawić, jednak ostatecznie powinien tańczyć, jak mu PiS-owski prezydent zagra.
Niestety los zdarzył, że pan Andrzej Duda dysponuje poważną bronią – prezydenckim vetem. Pierwsze dwa miesiące tej koabitacji pokazują, że pozostające w dyspozycji prezydenta Dudy weto jest niczym brzytwa w nieodpowiedzialnej ręce. Wcześniej lub później to wyjdzie na jaw. W końcu, jeśli rzeczywiście tam wszystkich podsłuchiwali i nagrywali, to jest to tylko kwestia czasu.