"Super Express": - Serdecznie gratuluję! Winszuję z całego serca! Jeśli można, obejmuję i ściskam!
Jacek Saryusz-Wolski: - Bo dostałem Nagrodę Nobla, tak?
- Oczywiście! Brawo! Jak się pan z tym czuje?
- Nagroda przyszła w najlepszym momencie - teraz, gdy Unia przeżywa kryzys, załamanie wiary w samą siebie.
- Proszę wybaczyć, ale moje gratulacje miały charakter ironiczny...
- Niepotrzebnie. To jest nagroda dla największego pokojowego przedsięwzięcia w historii naszego kontynentu, który przekleństwo Europy, czyli wojny, zamienił na współdziałanie gospodarek, polityki i życia społecznego wielu państw. Ale traktuję tę nagrodę również jako uznanie dla tego, co Unia Europejska robi na świecie - jest przecież najbardziej szczodrym dawcą pomocy dla cierpiących i ubogich. Wysyła w różne regiony świata misje pokojowe, misje rozwojowe. I czyni to jak chyba żaden inny podmiot polityki światowej, bardzo idealistycznie, w oparciu o wartości.
- Zgadzam się. Ale projekt europejski trwa od lat. Dlaczego więc nagrodę przyznano w tym roku? Czy nie było godniejszych? UE to 50 tys. urzędników, a w tym samym czasie w wielu miejscach na świecie więźniowie sumienia cierpią w samotności. Czy nie zasługują na moralne wsparcie? Czy pokojowy Nobel aby nie ulega dewaluacji, stając się bezpieczną, a może wręcz tchórzliwą nagrodą?
- Nie zgadzam się. Pokojowy Nobel jest nagrodą odważną. Wielokrotnie był przyznawany wbrew dyktatorskim reżimom. A w tym roku nagrodzono ideę - jest to poważny symboliczny gest.
Dr Jacek Saryusz-Wolski
Eurodeputowany PO