Ustępujący prezydent wyjątkowo cenił sobie polityczne porady. Do swojej kancelarii ściągnął aż sześciu doradców. Tomasz Nałęcz, Henryk Wujec, Jan Lityński, Jerzy Pruski, Jerzy Smoliński i Roman Kuźniar mieli pomagać prezydentowi w podejmowaniu decyzji godnie go reprezentować. Każdemu Komorowski dał ministerialną pensję - co miesiąc na ich konto trafiało około 12 tys. zł.
To i tak za mało za cenne polityczne porady! Prezydent wycenił je jeszcze drożej i dopłacił swoim pomocnikom. Jak podaje Fakt, na nagrody dla sześciu doradców Kancelaria Prezydenta wydała w 2014 roku ponad 44 tys. zł! To oznacza, że każdy z doradców dostało ponad 7 tys. zł.
Problem polega na tym, że działania doradców niewiele pomogły prezydentowi Komorowskiemu. Jeszcze na początku roku z ponad 70 proc. poparciem miał reelekcję w kieszeni. A finał jest taki, że przegrał obie tury wyborów i musi pożegnać się z Pałacem. Z pewnością nie przysłużyły mu się choćby mało dyplomatyczne komentarze jednego z doradców. - Władza słucha ludzi tylko w kampanii - stwierdził z rozbrajającą szczerością w jednym z wywiadów Tomasz Nałęcz.
Zobacz też: Kukiz ogłasza PROGRAM: podwyżki po 2 tysiące złotych!