Dokonało się. Beata Szydło żegna się z teką premiera, na jej miejsce przychodzi Mateusz Morawiecki. Wydawałoby się, że to koniec przydługiej epopei, ale problemy PiS dopiero mogą się zacząć. Jakkolwiek rządząca partia może wiązać duże nadzieje z Morawieckim, to przede wszystkim będzie musiała wytłumaczyć, zwłaszcza swoim wyborcom, czemu hołubiona Szydło musiała odejść. Kaczyński i spółka będą też musieli zmierzyć się z kryzysem, który sami ściągnęli sobie na głowę. Elementarz polityczny uczy bowiem, że szefa rządu zmienia się w sytuacjach beznadziejnych i po to, żeby z tej beznadziei wyjść. Wielotygodniowy spektakl z rekonstrukcją Beaty Szydło pokazuje, że PiS postawił tę logikę na głowie. Przede wszystkim z kosmetycznych zmian w Radzie Ministrów uczynił nagle grę o to, czy szefowej rządu przypadkiem nie wymienić. Co więcej, wersja wydarzeń co do losów pani premier zmieniała się co tydzień, a w ostatnich dniach nawet codziennie, dając asumpt do krwawych bitew frakcyjnych. A wszystko w sytuacji, kiedy PiS dystansował w sondażach opozycję o kilka długości i nie było widoków na to, by miało się to zmienić.
Spekulując jednak co do losów Beaty Szydło, zaczął niezrozumiałe podważanie własnych sukcesów, które pisowska propaganda utożsamiała z jej osobą. Jak bowiem wytłumaczyć ludziom, że skoro jest tak świetnie, to czemu jest tak źle, iż szefowa rządu nie może być pewna swojej pozycji? PiS zaczął bohatersko rozwiązywać problemy, które sam sobie stworzył. To nie kryzys wokół rządu sprawił, że zaszła potrzeba rekonstrukcji, ale rekonstrukcja doprowadziła do kryzysu. W takiej sytuacji trudno oczekiwać, żeby przetasowania w rządzie miały go zażegnać. Kto wie, czy na własne życzenie PiS nie rozpoczął tym forsownego marszu ku utracie władzy.
Zobacz: Mateusz Morawiecki nowym PREMIEREM? Beata Szydło złożyła REZYGNACJĘ!