"Super Express": - Faworyt we francuskich wyborach prezydenckich Emmanuel Macron straszy Polskę sankcjami. Poszło o ucieczkę miejsc pracy z Francji do naszego kraju, ale kara ma być za łamanie unijnych standardów praworządności. Powinniśmy traktować te groźby poważnie czy zrzucić je na karb kampanii wyborczej?
Prof. Dariusz Rosati: - Zapewne tak ostre słowa w ogóle by nie padły, gdyby to nie była kampania wyborcza. Ten szczególny kontekst trzeba więc brać pod uwagę. Niemniej Macron powiedział na głos to, co wielu polityków europejskich mówi ściszonym głosem. Słyszy się opinie, że ponieważ Polska łamie zasady praworządności i prawo europejskie, narusza niezależność mediów, sądów czy prokuratury, a dialog z ekipą Prawa i Sprawiedliwości nie przynosi żadnych rezultatów, to trzeba zastosować ostrzejsze środki, które sprawią, że rząd się zreflektuje.
- Nawet jeśli Emmanuel Macron mówi o tym, co gra w duszy politykom europejskim, to perspektywa sankcji wobec naszego kraju wydaje się jednak mało realna.
- To iluzja, że tych sankcji może nie być. Jeśli chodzi o zawieszenia prawa głosu w trybie art. 7, decyzja wymaga, oczywiście, jednomyślności. Ale na miejscu rządu nie spałbym spokojnie. Zwracam bowiem uwagę, że Węgry objęte są procedurą kontroli praworządności i jeżeli postępowanie wobec Budapesztu będzie prowadzone, również mogą być pozbawione prawa głosu. Więc ich uczestnictwo w głosowaniu nad sprawą Polski wcale nie jest takie oczywiste. Ważniejsze i bardziej praktyczne jest co innego.
ZOBACZ: Kandydat na prezydenta Francji żąda sankcji dla Polski! Szokujący wywiad Emmanuela Macrona
- Mianowicie?
- Ryzyko sankcji związanych z funduszami unijnymi. Moim zdaniem różne zapisy traktatowe dają taką możliwość i jeśli będzie polityczna wola głównych państw, mogą zostać one uruchomione. A przecież Polska zrobiła w ostatnim czasie bardzo wiele, by zrazić do siebie Francję. Trudno będzie więc liczyć na jakieś życzliwe stanowisko ze strony Paryża. Ja bym tego nie lekceważył.
- Z drugiej strony potrzebne by były do tego także Niemcy, a Berlin mimo wszystko stara się budować dobre relacje z rządem PiS. Trochę trudno mi sobie wyobrazić, żeby chcieli psuć sobie stosunki z Polską, w której tak wiele zainwestowali.
- Pani Angela Merkel okazuje wobec rządu PiS ogromne miłosierdzie i nadstawia co chwila policzek, ale trudno powiedzieć, jak długo niemieckiej kanclerz wystarczy cierpliwości do rządu PiS. Mogę pana zapewnić, że ostatnie działania Zbigniewa Ziobry zmierzające do zmian w sądownictwie wzbudziły w Unii Europejskiej ogromny niepokój. Nie jest wykluczone, że w tej sprawie Polska po raz kolejny będzie musiała się tłumaczyć w Brukseli ze swoich działań.
- To znowu wasza sprawka? Znów donosicie na swój kraj?
- (śmiech) Na pewno to z ust polityków Prawa i Sprawiedliwości usłyszymy, ale mam wrażenie, że coraz mniej ta retoryka trafia do odbiorców w Polsce. Jeszcze rok temu PiS udawało się narzucić taką narrację, że oto PO donosi na Polskę, ale tak nie było i tak nie jest. Polacy to rozumieją. Natomiast czymś jasnym jest, że nasi europejscy partnerzy sami widzą, co się dzieje w Polsce pod rządami PiS. Wchodząc do Unii, podpisaliśmy zobowiązanie do przestrzegania prawa i w tej chwili inne państwa mówią, że nie stosujemy się do własnych zobowiązań.
- PiS powie, że prawo nic nie znaczy wobec woli narodu i żaden eurokrata nie będzie nam tu dyktował, jak mamy się u siebie rządzić.
- Ależ prawo jest ograniczeniem dla woli narodu. Wola narodu może zmienić prawo, ale nie może łamać obowiązującego. Jeśli jednak zmiana będzie sprzeczna z prawem unijnym, to taki kraj nie ma czego szukać w Unii Europejskiej. A widać, że zdecydowana większość Polaków widzi miejsce naszego kraju we Wspólnocie. Prawo i Sprawiedliwość musi to w końcu zrozumieć.