Otóż, znany socjolog uznał w swojej mądrości, że we wcześniejszym niż innych grup szczepieniu wykładowców nie ma nic bulwersującego, bo jest to „rodzaj nagrody za społecznie zajmowaną pozycję”. W końcu, przekonuje, nauczyciel akademicki ma dłuższy urlop niż kasjerka, więc godne to i sprawiedliwe.
Rzeczywiście są – lub powinny być – zawody, dające przywileje, na które nie zasługują inne grupy zawodowe? Czy uniwersytecki profesor jest w czymś lepszy od kasjerki w supermarkecie? Większość wykładowców uznałaby, że nie. Ale nie Andrzej Rychard. Należy on niestety do tego pokolenia, które przeszło przez lat 90., kiedy panował kult „mądrości”, a Polska miała być królestwem filozofów. Rządzić głupim w ich przekonaniu społeczeństwem, niezdolnym do samodzielnego myślenia, mieli mędrcy, którzy posiedli wielką wiedzę i życiową mądrość, której zbywa bezwolnym szaraczkom. Do dziś przekonanie o własnym niemal boskim statusie profesorów wielu uznaje za źródło swojego przywileju. Także szczepionkowego.
Mimo całego mojego ogromnego szacunku do inteligentów i wykładowców akademickich, trzeba zauważyć, że pandemia udowodniła jedno – społeczeństwo w czasach kryzysu może obejść się bez profesorów, ale nie obejdzie się bez kasjerek, sprzedawców i innych pracowników fizycznych – zawodów, których wykonawcy nigdy nie doczekają się „nagrody za społecznie zajmowaną pozycję”. Niemniej zasługują na szacunek za swoją ciężką, często niewdzięczną, ale jak się okazuje niezbędną społecznie pracę. Zwłaszcza ze strony społecznych elit.