W Warszawie na swoje pierwotne miejsce ma wrócić Pomnik Braterstwa Broni dedykowany żołnierzom Armii Czerwonej i Ludowego Wojska Polskiego – tzw. „Czterech śpiacych”. Część środowisk antykomunistycznych jest tym oburzona, ponieważ – jak słusznie wyliczają – Armia Czerwona wkroczyła do Polski w niecnych celach aż trzy razy: w 1920, w 1939, w 1944. Warszawa szczególnie nie ma za co dziękować tej armii, bo gdy mogła jej pomóc podczas powstania, to nie pomogła. Co więcej, w bezpośrednim otoczeniu tego pomnika znajdowały się komunistyczne katownie związane z tą armią. Wszystkie te powody nastawiają mnie pozytywnie do powrotu kontrowersyjnego monumentu. Rzeczywiście, było to rzeczą kuriozalną, że pierwszym pomnikiem wystawionym w powojennej Warszawie był właśnie taki pomnik, w takim stylu i w takim miejscu. Kuriozalne było też to, że chwilę wcześniej „kulturalny naród panów” rozstrzeliwał lub wieszał wprost na ulicach „słowiańskich podludzi”. W stolicy jedna szubienica służąca temu celowi dotrwała do naszych czasów. Można ją obejrzeć przy ulicy Mszczonowskiej. Myślę, że zachowała się wyłącznie dlatego, że jest to miejsce na uboczu. Czy należy ją zlikwidować jak wszystko co jest związane z jakąkolwiek okupacją i prześladowaniem narodu polskiego? Zdecydowanie nie. Szubienica przy ulicy Mszczonowskiej jest opisana na stojącej obok dużej tablicy jako Miejsce Uświęcone Krwią Polaków Poległych Za Wolność Ojczyzny. Bo tak właśnie było. Pomnik Braterstwa Broni również należy zredefiniować. Należy go otoczyć opieką nie jako miejsce służące do składania kwiatów, lecz jako ciekawy i cenny – bo oryginalny – monument poświadczający coś tak skomplikowanego jak historia Polski. Nawet jeżeli pisali ją obcy. Nawet jeżeli byli źli.
„Czterej śpiący” wróćcie!
2014-01-22
17:10
Dlaczego kontrowersyjny pomnik powinien zostać tam, gdzie stał