Super Express: Kongres SLD to narodzimy nowego Leszka Millera, konsekwentnie lewicowego i nieulegającego presji zwrotu ku centrum?
Dr Rafał Chwedoruk: - Ostatnie tygodnie chyba nauczyły SLD, że opłaca się być konsekwentnym i jednoznacznym w sprawach społeczno – gospodarczych. I z tych pozycji krytykować rząd. Sojusz wydostał się z tarapatów dzięki stanowczości w kwestii reformy emerytalnej. I kongres był wyraźnym krokiem w stronę zmian proporcji w tożsamości partii Leszka Millera.
-Jaka kwestia może się przebić najbardziej?
- Być może sprawa likwidacji gimnazjów. Mimo powszechnego niezadowolenia rodziców i nauczycieli z tej reformy, dwie główne partie nie proponowały odejścia od niej.
- W sobotę u boku Leszka Millera nie było zwolenników centrolewicy: Aleksandra Kwaśniewskiego, czy Włodzimierza Cimoszewicza, którzy dążą do aliansu SLD z Palikotem.
- Ich absencja to przejaw instynktu samozachowawczego ze strony SLD. Dziwne byłoby honorowanie w sposób szczególny polityków, którzy nie tylko są krytykami Sojuszu, ale i dążą do demontażu tej partii. Sojusz musi iść własną drogą i liczyć się z tym, że przestrzeń w życiu politycznym może wywalczyć sobie samodzielnie a nie dziwnymi aliansami z Palikotem. Poza tym trudno powiedzieć, by pozycja polityczna Aleksandra Kwaśniewskiego w ostatnich latach rosła. Jego obecność czy absencja w kolejnych kampaniach wyborczych SLD niewiele zmieniały w wynikach tej partii.
- Leszek Miller podczas kongresu objawił się nam jako prawdziwy lewicowiec: zapowiedział wprowadzenie 50 proc. podatku dla najbogatszych, czy likwidację IPN.
- W dzisiejszych czasach są to kwestie jak najbardziej oczywiste dla lewicy. Tym samym Miller zamazał swoje dawne wątpliwości co do progresywności podatków. Zaś co do kwestii likwidacji IPN-u, to jest to ukłon w stronę starszych wyborców. Warto dodać, że SLD lekceważył kwestię polityki historycznej, a jak pokazał przykład PiS, jest to pewien instrument uprawiania polityki. Paradoksalnie postulat likwidacji tej instytucji, to też jest to jakiś przejaw uprawiania polityki historycznej.
- Janusz Palikot złożył gratulacje Millerowi, jednocześnie wzywając Sojusz do zacieśnienia współpracy z nim i stworzenia silnego bloku lewicowego przeciwko prawicy. Palikot za wszelką cenę stara się być lewicą, ale jednak tej najważniejszej lewicowości społecznej u niego nie widać.
- Najpierw zapytajmy wyborców Palikota, co sądzą o perspektywie likwidacji przymusu przynależności do OFE, czy o 50 proc. podatku dla najbogatszych. A z drugiej strony zapytajmy wyborców SLD co sądzą o adopcji dzieci przez małżeństwa homoseksualne, czy kwestii legalizacji marihuany. Wyborcy obu tych partii nie mają ze sobą wiele wspólnego. Są to tak naprawdę dwa różne światy. Współpraca dwóch partii ma sens, jeśli je coś łączy. Nie widzę, żeby te dwie formacje coś łączyło. Nawet ich antyklerykalizm ma różne odcienie. Partie socjaldemokratyczne zawsze były antyklerykalne, ale na pewno nie antyreligijne.
- Już widać, że SLD zrównało się z Palikotem w sondażach, a w niektórych nawet go przegoniło. Czy takie eksponowanie lewicowości społecznej, a nie licytowanie się z Palikotem na lewicowość obyczajowo – kulturową przynosi skutek?
- Według mnie tak. Pokazał to bezprzykładny triumf socjaldemokratów Roberta Fico na Słowacji, raczej unikających tematyki kulturowo-obyczajowej. Ta nisza, która akceptuje radykalny liberalizm obyczajowy w Polsce jest niewielka. A po drugie ona nie jest lewicowa. Dzisiejsi wyborcy RP to przecież byli wyborcy PO, zdecydowanie liberalni i rynkowi. Dzięki obronie poziomu życia i nabytych uprawnień socjalnych wielu grup, SLD ma szansę i umocnić się w żelaznym elektoracie, i jak słowacka lewica, dotrzeć do nowych wyborców.
- Co oznaczać będzie dla samego SLD powrót do gry starych działaczy partii: Oleksego, Czarzastego, czy Janika?
- Miller szuka równowagi w partii, składając prostą ofertę, że jeśli ktoś jest lojalny wobec ugrupowania, to żadne czynniki, w tym wiek, nie odgrywają znaczącej roli. Myślę, że jest to taki powrót do normalności. Być może w ten sposób Sojusz kończy dramatyczny i żenujący zarazem okres wewnętrznych konfliktów. Dziś widać, że już nie do pomyślenia będzie sytuacja, w której na zjeździe założycielskim konkurencyjnej partii byliby obecni politycy SLD i włos z tego powodu by im nie spadł z głowy.
- Jaka przyszłość czeka zatem Sojusz? Czy jest on już skazany na trwanie w wiecznej opozycji?
- Szansą SLD jest dotrwać w przedziale od 7 do 15 proc. do czasów wielkiego kryzysu. Kiedy ów kryzys przybierze w Polsce dramatyczne rozmiary, Sojusz może zebrać wyborczą premię za konsekwentną krytykę turbokapitalizmu i rządu PO-PSL. Cała sztuka polega na tym, aby Sojusz wyczuł moment w którym byłaby szansa wykroczyć poza swój żelazny elektorat.
- Pytanie tylko, czy SLD pod wodzą Leszka Millera zdoła się odrodzić?
- Pod przywództwem Millera Sojusz zdołał nie upaść. A to już jest dużo w dobie powszechnej krytyki tego ugrupowania ze strony opiniotwórczych elit bliskich PO. Środowiska te zrobiły dużo, aby wyrzucić SLD na śmietnik historii. To nie pozostawia partii Millera wyboru. Lewica w Polsce może przetrwać wyłącznie jako krytyk neoliberalnej polityki społeczno-gospodarczej, promowanej przez owe elity.
Dr Rafał Chwedoruk
Politolog, Uniwersytet Warszawski