Zwycięstwo Komorowskiego to przede wszystkim pełnia władzy dla Platformy. I jest to sytuacja nowa. Nie zgadzam się bowiem z tymi, którzy twierdzą, że już to przeżywaliśmy. Owszem, w sensie instytucjonalnym PiS miało już urząd prezydenta i premiera. Miało to jednak miejsce przy bardzo chybotliwej koalicji, a przede wszystkim Kaczyńscy byli pozbawieni wsparcia, którym cieszy się Tusk. Wsparcia świata medialnego, biznesowego oraz różnych środowisk o nieformalnych wpływach i władzy. To potężne zaplecze.
Chciałbym, żeby Platforma wykorzystała tę olbrzymią władzę do skoku reformatorskiego. Nie bardzo w to wierzę, ale zobaczymy. Będzie 500 dni spokoju, o które prosili. Zobaczymy, jakie ustawy mają w szufladach, jakie reformy blokował im rzekomo przez lata prezydent Kaczyński. Niestety, nie mamy dowodu na to, że dysponują takimi projektami.
W skupieniu władzy w jednych rękach widzę jednak więcej zagrożeń niż szans. Istnieje ryzyko, że PO będzie chciała zmienić warunki brzegowe rywalizacji demokratycznej. Może się zdecydować na odebranie prawa do finansowania partii politycznych z pieniędzy publicznych. Sama ma wsparcie w świecie biznesu, a taki krok poważnie ograniczy funkcjonowanie opozycji. Może sięgnąć po IPN, media publiczne. Nikt nie jest zadowolony z TVP, ale zastąpienie tej sytuacji przez dominację PO może doprowadzić do braku patrzenia na ręce rządzącym przez media elektroniczne.
Niespecjalnie wierzę w samoograniczanie się aparatu partyjnego, który ma w rękach wszystko. Nawet jeżeli szkodliwość tego dostrzega lider. Wynik wyborów pokazuje też, że PO górkę popularności ma już za sobą. Lepiej już nie będzie.
Michał Karnowski
Publicysta dziennika "Polska The Times"