Brawa dla Wysokiego Sądu!

2009-11-12 3:00

My w Polsce ciągle musimy się uczyć, co znaczy wolność słowa, i że jest to jeden z fundamentów demokracji. Wolność słowa polega na tym, że można powiedzieć to, co ktoś sobie myśli o czymś lub o kimś.

Jasne, że granicą wolności słowa są ewidentne kłamstwa, czyli sugerowanie, że ktoś ukradł, zabił, zgwałcił, kiedy tego nie zrobił. Ale wyrażanie OPINII o kimś lub o czymś, nawet skrajnie negatywnych, jest właśnie wolnością słowa i tyle. Jeśli opinie nie będą się cieszyć zainteresowaniem czy aprobatą, to ludzie po prostu odwrócą się od takiego kaznodziei i skażą go na milczenie dużo skuteczniej niż sąd. Jeśli jednak będą popierane, to znaczy, że trafiają w sedno, że opinia publiczna, a przynajmniej jej spora część tak właśnie myśli. W praktyce polskie sądy nie zawsze mają na uwadze wolność słowa. Niestety...

Na szczęście teraz sąd uznał potęgę i rolę wolności słowa. Nieważne, że na przykładzie nieco komicznym, ważne, że to dobry kierunek myślenia. Sąd uznał, że Dorotę Rabczewską vel Dodę, kobietę, która wylansowała się jako piosenkarka wulgarna i wyzywająca, inny artysta mógł porównać do blachary. Spieszę dodać, że blachara to w młodzieżowym slangu łatwy i tani łup seksualny płci żeńskiej, który to łup można sobie zaliczyć, nęcąc na "blachę", czyli na samochód. Doda, która na co dzień tak właśnie się ubiera i takiego języka na poziomie moczopłciowym używa, poczuła się dotknięta określeniem "blachara". I miała prawo. W wolnym kraju miała prawo poczuć się dotknięta. Ale dlaczego próbuje mieszać sądy do swojego pogniewania? Na szczęście Wysoki Sąd w swoim wyroku uzmysłowił to różowej gwiazdce, której pewne rzeczy zaczęły się w głowie mylić. Więc niskie ukłony dla Wysokiego Sądu za obronę wolności słowa. Niskie ukłony.