Bogusław Sonik

i

Autor: materiały prasowe

Bogusław Sonik: Tusk chce być jak Van Rompuy

2015-09-21 4:00

Bogusław Sonik w rozmowie z Przemysławem Harczukiem ocenia działalność Donalda Tuska jako szefa Rady Unii Europejskiej.

"Super Express": - Donald Tusk po wielu tygodniach zabrał głos w sprawie uchodźców. Skąd jednak wynikało tak długie milczenie przewodniczącego Rady Unii Europejskiej?

Bogusław Sonik: - Możliwe, że postanowił działać tak jak jego poprzednik. Herman Van Rompuy unikał rozgłosu i zajmowania publicznie stanowiska w różnych sprawach. Prowadził za to zakulisowe negocjacje w sprawie np. walki z kryzysem ekonomicznym. Więc Donald Tusk mógł chcieć pójść tą drogą. Mam przynajmniej nadzieję, że ta nieobecność tym była motywowana.

- W pierwszym wystąpieniu Tusk już zapowiedział, że głosowanie w sprawie liczby uchodźców ma być większościowe, a więc kraje takie jak Polska tracą prawo weta. Podziela pan stanowisko byłego polskiego premiera?

- Problem uchodźców budzi wielkie społeczne emocje. Powinien być wypracowany konsensus w głosowaniu jednomyślnym. W przeciwnym razie, gdy coś zostanie narzucone, w wielu krajach dojść może do spadku zaufania do Unii Europejskiej.

- Chyba także niechęci do uchodźców?

- Zwiększy się niechęć, ale też nieufność, strach. Właśnie dlatego należy postępować delikatnie, wypracować konsensus.

- Większościowe głosowanie w sprawach migracji zapisane jest w traktacie lizbońskim. Kraje takie jak W. Brytania zapewniły sobie wyłączenie z tej części traktatu. Państwo bardzo krytykowaliście prezydenta Lecha Kaczyńskiego za zwlekanie z ratyfikacją. Czy teraz, wobec tego kryzysu, nie uważa pan, że popełnialiście wtedy błąd?

- Nie był to błąd, lecz raczej niedopatrzenie. W tamtym czasie nie wydawało się, by kiedykolwiek problem tak dużej fali imigrantów dotyczył naszego kraju. Stąd zapewne, negocjując traktat, strona polska ustąpiła w tej sprawie, by uzyskać coś w innej, wówczas zdawałoby się poważniejszej.

- Zaczęliśmy od Donalda Tuska, porozmawiajmy o jego następczyni w polskim rządzie. Premier Ewa Kopacz prezentuje stanowisko powiedziałbym chwiejne. Najpierw ostro deklaruje, że nie ustąpi w kwestii przyjęcia imigrantów zarobkowych. Potem mówi, że 12 tysięcy imigrantów to liczba zbliżona do liczby kibiców Legii, imigrantów mamy przyjmować. Czy taka niespójność przekazu nie zaszkodzi notowaniom rządu i Platformy Obywatelskiej?

- Niespójność nigdy nie jest dobrze odbierana. W związku z tym ze stratami wizerunkowymi zarówno rządu, jak i partii trzeba się liczyć. Na usprawiedliwienie pani premier mogę jednak powiedzieć, że stanowisko rządu polskiego jest niespójne wobec chwiejnego stanowiska samej Unii Europejskiej. To nie Ewa Kopacz, ale Juncker i instytucje unijne odpowiadają za obecny kryzys.

- W jaki sposób?

- Jeszcze przed konfliktem w Syrii do Europy usiłowało się dostać kilkaset tysięcy imigrantów z czarnej Afryki rocznie. Na mocy umowy z Kaddafim uchodźcy trafiali do obozów, z których najczęściej byli odsyłani z powrotem. Po obaleniu reżimu dyktatora można się było spodziewać, że prędzej czy później fala uchodźców do Europy trafi. Tymczasem liderzy UE żyli w błogiej nieświadomości. Teraz płacimy za to wszyscy.

Nasi Partnerzy polecają