Jeszcze 23 lutego Kijów był radosną, kulturalną i prężną metropolią, którą ciężko byłoby rozróżnić od innych europejskich stolic. Inwazja Puina zmieniła wszystko. Teraz oblegane miasto walczy o przetrwanie, a codzienne ataki rakietowe i bombowe pochłonęły już życie setek, a może i tysięcy cywilów. I choć woli walki nie brakuje, mieszkańcy ukraińskiej stolicy liczą na mocniejsze kroki Zachodu, którego wartości - demokracji, wolności i prawa do samostanowienia - dzielnie broni Ukraina.
- Potrzebujemy koniecznie jeszcze większego wsparcia - mówi nam Wołodymyr Petraniuk, który przed wojną był dyrektorem teatru "Zwierciadło". Teraz Petraniuk mierzy dni ilością zrobionych koktajli Mołotowa, niespokojnych dyżurów na barykadzie oraz sygnałów alarmów przeciwlotniczych. - Potrzebujemy zamknięcia nieba nad Ukrainą, ale przede wszystkim potrzebujemy broni i żołnierzy! Brakuje nam środków do walki, szczególnie środków przeciwrakietowych, bo Moskale ciskają w nas rakietami, bombami - relacjonuje Petraniuk.
Wczoraj na Ukrainę trafiły pierwsze dostawy amerykańskiego sprzętu wojskowego, którego całkowita wartość ma sięgać 800 mln dolarów. Amerykanie niestety są daleko ostrożni jeśli chodzi o samą interwencję na Ukrainie, bojąc się bezpośredniej konfrontacji z Rosją i wybuchu nowej wojny światowej.
>>>Rosyjska dziennikarka zginęła w Kijowie. Zabiły ją rosyjskie rakiety
>Oblężenie Kijowa. Szpital dziecięcy pod ostrzałem. Nie żyje dziecko