"Super Express": - Czy Tusk dobrze zrobił, podpisując ACTA?
Barbara Labuda: - Polska musiała to podpisać ze względu na współpracę międzynarodową.
- Młodym ludziom nie spodobał się jednak atak władzy na wolność w Internecie.
- Bunt młodzieży ws. ACTA jest potrzebny i korzystny, choć założę się, że oni do końca nie rozumieją, kto naprawdę rządzi przestrzenią internetową. A jest ona manipulowana i kontrolowana przez wielkie korporacje, które na tym zarabiają, siedząc w rajach podatkowych. Ten konflikt nie jest czarno-biały. Każda ze stron ma tutaj swoje racje, a rząd nie może zachowywać się jak anarchiści i hakerzy.
- Przez całe lata 90. mogła pani stać się Palikotem polskiej sceny politycznej. Dlaczego pani zniknęła?
- Byłam ważną postacią w polityce, ale to normalne, że kiedyś się z niej znika. I nie ma w tym nic złego.
- I mówi to pani tak spokojnie i bez żadnego żalu?
- Odeszłam z polityki także dlatego, że nie lubię się podporządkowywać, a partie jednak tego wymagają.
- Palikot nie proponował pani startu w ostatnich wyborach?
- Proponował, ale odmówiłam. Podobnie jak Rafałowi Dutkiewiczowi. Nie chcę już żadnych partyjnych czy politycznych gier, układów, przepychanek czy szarpaniny. Interesują mnie inne kwestie.
- Na przykład?
- Obserwuję politykę i komentuję ją. To też forma zmieniania rzeczywistości.
- Do kogo pani najbliżej: Ruchu Palikota, SLD, a może do PO?
- Dla mnie wszystkie te partie są zbyt konserwatywne. Najbliżej mi do Palikota, ale czekam na to, co zrobią dobrego w Sejmie. Na razie RP mnie rozczarowuje, bo zajmuje się pobocznymi wątkami
- Walka o zdjęcie krzyża to poboczny temat?
- Akurat ta kwestia nie jest drugorzędna. To jeden z głównych wyznaczników nowoczesnej lewicy, nastawionej na neutralność światopoglądową państwa.
- A nie dziwi panią, że Palikot przeszedł poważną ewolucję: od wydawcy katolickiego pisma "Ozon" do radykalnego antyklerykała. Na dodatek dziś RP mieni się prawdziwą lewicą, mimo że w gospodarce wyznaje neoliberalizm.
- RP to mieszanka, pełna sprzeczności, ale myślę, że z czasem się dookreślą. Palikot wniósł do polskiej zatęchłej polityki świeżą krew. Ważne, że podnosi kwestie, które były do tej pory tłamszone, nawet przez SLD. Moim zdaniem jest autentyczny w tym, co głosi i robi.
- Pani nie chce jednak legalizacji marihuany...
- Przez 15 lat zajmowałam się dziećmi uzależnionymi. Widziałam nieszczęścia ich rodzin. Chcę też chronić przed tym mojego wnuka. Nie uważam narkotyków za jakiekolwiek dobro. Choć z drugiej strony, jeśli ludzie dorośli chcą się niszczyć, mają do tego prawo.
- Zanikające SLD powinno połączyć się z Palikotem?
- Być może Palikot i Miller to zbyt egotyczne osobowości, by byli zdolni do długofalowej współpracy. Ale nie mówię, że ich połączenie byłoby złym rozwiązaniem dla Polski.
- W 1995 r. poparła pani w wyborach prezydenckich Aleksandra Kwaśniewskiego, a nie wywodzącego się z opozycji antykomunistycznej Lecha Wałęsę.
- Przy całym szacunku dla Wałęsy jako przywódcy Solidarności i wielkiego trybuna ludowego, już jako prezydent się nie sprawdził. Jego prezydentura bardzo mi nie odpowiadała, była zbyt konserwatywna, oparta na Kościele. Sprawę przypieczętowało zawetowanie przez niego ustawy aborcyjnej w 1994 r., o którą walczyłam. Aleksandra Kwaśniewskiego praktycznie nie znałam, ale zauważyłam, że zachowuje się w parlamencie jak prawdziwy Europejczyk i demokrata. To mi odpowiadało.
- A dziś broni pani Lecha Wałęsy przed prawicą...
- Atakowanie człowieka, któremu tak wiele zawdzięczamy, jest nieodpowiedzialne, małostkowe i mściwe.
- Po wygranej Kwaśniewskiego została pani ministrem w jego kancelarii. Z kolei dziś wielu ludzi centrolewicy i pani kolegów, jak Tomasz Nałęcz, Jan Lityński czy Henryk Wujec znalazło sobie miejsce u prezydenta Komorowskiego. Pani nie dostała żadnych propozycji od głowy państwa?
- Prezydent nie proponował mi żadnych funkcji w swojej kancelarii.
- Gdyby wyszedł z propozycją, skorzystałaby pani?
- Urzędnikiem na pewno nie chciałabym być, ale niezobowiązujące doradztwo uważam za ciekawe.
- Dlaczego odwołano panią z funkcji ambasadora RP w Luksemburgu?
- Po pięciu latach to normalne.
- Dlaczego w ogóle zgodziła się pani w 2005 r. na zesłanie do mało znaczącej placówki dyplomatycznej?
- Luksemburg jest mały, ale bardzo ważny. W Polsce tego nie doceniamy, ale to jedna ze stolic finansowych świata, gdzie zjeżdżają najwięksi decydenci.
- A jak pani ocenia premiera Tuska?
- To inteligentny człowiek, prawdziwy Europejczyk i demokrata, ale jest też bardzo bezwzględny, gdy np. rozprawia się z konkurencją polityczną. Budzi podziw, ale też strach. Tak bezwzględnego polityka, wywodzącego się z Solidarności, jeszcze nie mieliśmy. Nie podobają mi się też jego populistyczne zagrywki.
- Na przykład jakie?
- Te wymysły z kastracją pedofilów, dopalaczami. I straszenie, np. lekarzy. To przede wszystkim premier Tusk i minister Arłukowicz skłócili lekarzy, aptekarzy i pacjentów.
- Jak oceni pani samego ministra zdrowia?
- Nie znam go osobiście, ale sprawia wrażenie lawiranta.
- Można odnieść wrażenie, że cała PO lawiruje...
- Tak, to partia, która zbyt lawiruje i nie potrafi w jasny i przejrzysty sposób przedstawić tego, dokąd zmierza. Ale generalnie Tusk nie jest złym premierem.
- Czy rząd Tuska przetrwa czasy kryzysu?
- Myślę, że tak. Są ładnie opakowanymi pragmatykami. Tusk potrafi osłodzić różne trudne chwile zwykłym ludziom. Poza tym prezentuje się jako miły, zręczny, sympatyczny człowiek. Ludzie go za to lubią.
Barbara Labuda
Polityk lewicy, b. ambasador RP w Luksemburgu