„Super Express”: – Z obozu władzy docierają informacje, że wielu polityków Prawa i Sprawiedliwości jest niezadowolonych z faktu, że czołowe miejsca na listach mają zająć ludzie spoza partii, związani z Mateuszem Morawieckim. Jak ten spór wpłynie na sytuację w partii rządzącej?
Andrzej Rafał Potocki: – Sytuacja jest normalna, albowiem w ferworze kampanii wyborczej, gdy chodzi o ustawianie miejsc na listach wiadomo, że dojdzie do przepychanek i jeden będzie chciał miejsce na liście, drugi też. Tak jest w każdym ugrupowaniu. Do tego w Prawie i Sprawiedliwości jest dosyć specyficzna sytuacja.
– To znaczy?
– Premierem rządu, zarazem drugą osobą po „prezesie prezesów” jest Mateusz Morawiecki, którego pozycja wzrosła po wyborach do Parlamentu Europejskiego, bo wynik osiągnięty przez Prawo i Sprawiedliwość jest też osobistym sukcesem szefa rządu. Tu jednak pojawia się problem.
– Jaki?
– Mateusz Morawiecki nie miał zaplecza politycznego w PiS. Nie pochodzi ze starego zakonu Porozumienia Centrum, nie wywodzi się z Przymierza Prawicy, partii Jarosława Gowina, Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobro. W otoczeniu PiS Morawiecki znalazł się nagle, pięć lat temu, i bardzo szybko awansował. Nie ma oparcia w partii, i chyba sam nie spodziewał się zdobycia pozycji, którą ma teraz. Trudno się dziwić, że teraz chce tę pozycję utrzymać, gra na jej umocnienie. To naturalne, że aby to zrobić, chce wstawić swoich ludzi, wykorzystać nadchodzące wybory i zmienić proporcje w rządzącym obozie.
– No tak, ale ludziom, którzy od lat byli w Prawie i Sprawiedliwości to może się nie podobać?
– Faktycznie w resortach Morawieckiego dużo więcej jest technokratów niż polityków, przykładem jest Ministerstwo Cyfryzacji. Nie ma tam starej gwardii PiS. Jej przedstawiciele mogą być zawiedzeni. Jednak sytuacja jest normalna. W innych partiach też miejsca ustalane są na zasadzie walk frakcyjnych. Pokazuje to jedno: jak ważna jest wciąż pozycja Jarosława Kaczyńskiego. Bo to on, jako lider, ostatecznie położy kres wszystkim walkom wewnętrznym.