"Super Express": - Jeszcze niedawno oburzaliśmy się astronomicznymi premiami dla prezydiów Sejmu i Senatu. Teraz słyszymy o 570 tys. dla ministrów Kancelarii Prezydenta i prezydenckich doradców. Zasłużyli sobie na nagrody?
Andrzej Duda: - Być może zdaniem prezydenta zasłużyli sobie na te nagrody. Moim zdaniem nie. Biorąc pod uwagę to, co opowiada w mediach pan prof. Nałęcz, kłamiąc choćby w sprawie tego, kto organizował wylot prezydenta do Smoleńska, to z merytorycznego punktu widzenia śmiem twierdzić, że premie im się nie należą.
- Prezydent za to docenia wkład swoich ludzi w pracę kancelarii i utrzymywanie wysokich słupków poparcia dla niego. Szczególnie to drugie imponuje.
- Prezydent ocenia ich inaczej i po swojej linii politycznej. Szczerze mówiąc, to jest w tym coś bulwersującego, że w sytuacji, w której tak bardzo pogarsza się jakość życia społeczeństwa w państwie od pięciu lat rządzonym przez premiera Tuska i jego ministrów; w państwie, w którym rosną podatki i ceny podstawowych produktów; w którym opodatkowuje się ulgi dla rodzin wielodzietnych, przyznaje się tak ogromne premie.
- Nie prezydent to wymyśla...
- Przepraszam uprzejmie, ale pomysły rządu wciela w życie, podpisując ustawy przez ten rząd uchwalone, które kreują taką, a nie inną rzeczywistość. Patrzę na te premie także z punktu widzenia odbioru społecznego, który jest fatalny. Ale widać władze nic sobie z tego nie robią. Poza tym prezydent skrzętnie korzysta z tego, że jego kancelaria dostaje coraz więcej pieniędzy z budżetu. Widocznie uznał, że go na takie premie stać. Można było te pieniądze spożytkować lepiej. Tak jak robił to śp. prezydent Kaczyński, który nieraz wspierał dzieci pokrzywdzone przez los.
- To wszystko było bardzo szlachetne, ale także prezydent Kaczyński był szczodry dla swoich pracowników. W 2008 roku wydał na nagrody imponujące 3,3 mln zł.
- Nie przypominam sobie, żeby ktoś otrzymał 50 tys. zł premii.
- Ale za to premie dostały wtedy 684 osoby z Kancelarii, BBN i BOR. Pański gest.
- Było to jednak w trochę innych czasach, jeśli chodzi o poziom zamożności społeczeństwa.
- Nie pamiętam, żeby Polacy byli wtedy krezusami.
- Krezusami może nie byli, ale proszę sobie przypomnieć, że lata 2007-2008 to, patrząc na wskaźniki ekonomiczne, były lata największej prosperity, wypracowanej jeszcze przez rząd Jarosława Kaczyńskiego. Wtedy wszystkim było lepiej. A już na pewno nie mówiło się wtedy o wielkich oszczędnościach i wyrzeczeniach ze strony społeczeństwa. Dziś i rząd, i prezydent o to apelują, a sami raczą się olbrzymimi premiami. W ramach solidaryzmu społecznego ludzie prezydenta powinni premie oddać, tak jak zrobili to marszałkowie Sejmu. Wymaga tego uczciwość.
Andrzej Duda
Poseł PiS, były urzędnik kancelarii Lecha Kaczyńskiego