Adam Andruszkiewicz to jeden z najmłodszych posłów w Sejmie – dopiero za rok skończy 30 lat. Zdążył już jednak dostać się do resortu cyfryzacji zostając wiceministrem. Ale poseł głównie znany jest z tego, że od kilku lat chętnie korzysta z tzw. kilometrówek. Choć nie miał ani auta ani prawa jazdy, to w 2016 roku wziął na paliwo z publicznej kasy 35.542,38 zł, a rok później 27.907,34 zł. - Ryczałt na paliwo przysługuje mi legalnie jak każdemu posłowi – tłumaczył się nam z zarzutów dojenia państwowej kasy. Ale w 2018 roku nadal nie oszczędzał publicznych pieniędzy na paliwo. Pobrał 24.463,85 zł, mimo że jak wynika z jego najnowszego oświadczenia majątkowego, nie posiada auta.
W tym procederze nie jest jednak odosobniony. Również posłanka PiS Krystyna Pawłowicz (67 l.), która zapowiedziała odejście z polityki i nie ma samochodu, pobrała w 2018 roku z publicznej kasy na paliwo 3.141,75 zł, a na taksówki 6.615,75 zł. Z kolei minister energii Krzysztof Tchórzewski (69 l.), mimo że przysługuje mu rządowa limuzyna, wziął w 2018 roku 11.408,67 zł tzw. kilometrówki.