Do Polski w ciągu ostatnich dni przyjeżdżają Ukraińcy, którzy uciekają przed wojenną zawieruchą, jaką na Ukrainie rozpętał Putin. W Warszawie odbywają się antyrosyjskie protesty, których uczestnicy chcą pokazać swoją solidarność względem narodu ukraińskiego. W czasie jednego z takich protestów rozmawialiśmy z Ukraińcami. Wśród naszych rozmówców znalazła się 17-letnia Askinia z Kijowa, która opowiedziała, co przezywała, gdy na jej kraj napadły wojska rosyjskie: – 23 lutego o 5 rano obudziły nas głośne eksplozje. tata wsadził mnie do samochodu z mamą, babcią i młodszą siostrą. nie mieliśmy specjalnego planu działania, bo nikt nie mógł sobie nawet wyobrazić, że wszystko zajdzie tak daleko. Kiedy moja babcia, która w 2014 roku przeprowadziła się do Kijowa z okupowanego Ługańska, opowiadała mi o wojnie, nigdy bym nie pomyślała, że za 8 lat to też będzie moja rzeczywistość. Całą drogę atakowały nas czołgi, a ja trochę się bałam o siebie, jak o tych, którzy zostali i do których te czołgi pojechały. Prawie wszyscy moi krewni, w tym mój tata, zostali w Kijowie, siedzą w schronach, boją się, jak długo to potrwa? Co godzinę proszę tatę o przysłanie mi żółtego i niebieskiego serca, żeby wiedział, że nic mu nie jest. Tak się boję, jeśli któregoś dnia nie dostanę tej wiadomości - opowiedziała nam dziewczyna.
SPRAWDŹ>>>Wojna na Ukrainie. Trwają negocjacje Ukraińców z Rosjanami. RELACJA NA ŻYWO
Rozmawialiśmy też z Andrejem (26 l.) z Kijowa: – Przekroczyłem granicę 24-go o 5.30. Miałem takie poczucie, że właśnie się zacznie. Miałem szczęście. Ale w kraju jest jeszcze mój tata, wujek, przyjaciele... To kurwa straszne. Modlę się, że się ludzie wydostaną, ale wiem, że coraz ciężej się wydostać z kraju, dla niektórych to niemożliwe. Boje się, że przez fiasko pierwszej ofensywy Putin oszaleje i zacznie masowe bombardowania, jak w Groznym. Wtedy wrócę - powiedział.