Wszyscy ogłosili zwycięstwo

2008-08-21 6:00

Znani dziennikarze oceniają w "Super Expressie", jakie skutki będzie rodzić podpisanie przez Polskę zgody na instalację w naszym kraju elementów amerykańskiej tarczy antyrakietowej

Niedowiarkowie powinni posypać głowę popiołem. Mamy namacalny dowód, że nie ma co się bać walki o swoje. Czesi zbudują radar bez żadnego zysku, a wręcz z narażeniem okolicznych mieszkańców na podobno zgubne skutki jego działania, a całego kraju na pomruki tych, którzy obawiają się tarczy. I pewnie Praga patrzy dziś na Polskę ze szczyptą zazdrości. My mieliśmy odwagę podjąć rozmowy z USA bez kompleksów i zaściankowości. Mylili się ci "amerykaniści", którzy wieszczyli gniew Waszyngtonu po odrzuceniu przez polski rząd oferty periodycznych odwiedzin Patriotów nad Wisłą. I jasne jest teraz, że błędem była chęć ogłoszenia końca negocjacji wobec braku gwarancji bezpieczeństwa w zamian za tarczę. Ci "amerykaniści" najwyraźniej przypisują administracji waszyngtońskiej obyczaje rodem ze stolicy innego mocarstwa, choć wiadomo, że USA cenią nie tych partnerów, którzy ustawiają się w roli wasali.

A zatem mamy tarczę z pakietem bonusów i kolejkę polityków do miejsca u boku Condoleezzy Rice. Nic więc dziwnego, że dzisiaj wszyscy ogłosili zwycięstwo. Nie tylko oferta jest lepsza niż jeszcze miesiąc temu, ale i geopolityczny kontekst zupełnie inny. Pod wpływem wydarzeń w Gruzji Polacy wykonali sondażową woltę i stanęli po stronie tarczy. A teraz na głowie będą musieli stanąć politycy i udowodnić, że obecność elementów instalacji i polityczne porozumienie z USA faktycznie zwiększają bezpieczeństwo naszego kraju. Bo choć nie wierzę, że finał polsko-amerykańskich negocjacji jest efektem kaukaskiego konfliktu, to jednak tarcza z konfliktem i pomrukami rosyjskich generałów w tle stawia nas w zupełnie nowej, wcale nie łatwiejszej sytuacji.

Dorota Wysocka-Schnepf

Prowadzi "Wiadomości"TVP 1.

Tarcza antyrakietowa to sukces Amerykanów

Ja nie byłam i w dalszym ciągu nie jestem przekonana co do konieczności instalacji tej tarczy w Polsce - moje wątpliwości się nie rozwiały. Mówimy przecież o wydarzeniu przyszłym i niepewnym - z dużą ilością niewiadomych. Perspektywa powstania tej tarczy w okolicach roku 2012 jest perspektywą odległą. Nie jestem też pewna tego, co udało się Polsce otrzymać w zamian. Sama deklaracja bezpieczeństwa - która dziś jest przedstawiana jako największy sukces tych negocjacji - wydaje mi się na tyle ogólna, że równie dobrze może gwarantować to bezpieczeństwo, jak i go nie gwarantować.

Jeżeli na terytorium Polski pojawią się amerykańscy żołnierze - czyli zostanie przekroczona linia Odry, obszar, który wydawał się dotychczas Amerykanom nieosiągalny - no to na pewno będzie to sukces Amerykanów. Jaki w tym byłby sukces Polski, to zobaczymy. Na razie nie wiemy, co będzie poza bazą rakiet typu Patriot, nie wiemy, za ile ewentualnie będziemy kupować następne Patrioty, nie spodziewam się jednak, żeby były to ceny zniżkowe.

Instalacji przeciwrakietowej rzeczywiście nie mamy i potrzebujemy jej - rozumiem więc polskie władze, że próbują taki system pozyskać - ale nie potrafimy jeszcze oszacować, na ile to będzie w możliwościach naszego budżetu. Donald Tusk niepotrzebnie się pospieszył i bardzo związał zakończenie negocjacji z wydarzeniami w Gruzji, co wygląda tak, jakby pod presją tego wydarzenia zgodził się właściwie na wszystkie warunki amerykańskie.

Sukces odniósł pan prezydent, który za wszelką cenę parł do tego, żeby instalacja w Polsce powstała, a rząd poniósł jednak pewną porażkę. Nie podobało mi się to wszystko, co towarzyszyło podpisaniu - spory o miejsce, w którym do niego dojdzie, o orędzie, a także nadmierna atencja, z jaką przyjmowano odchodzącą już ze swojego stanowiska panią Rice. Mnie to przypominało dawne czasy, kiedy czapkowaliśmy mocarstwom. Wydaje mi się, że o wiele lepiej zachowali się Czesi, którzy podobnej uroczystości nadali skromny charakter. Mogliśmy przecież postąpić tak samo, bez tych wszystkich przemówień - które nie robiły na mnie żadnego wrażenia - bo to by ustawiało sprawę na właściwym miejscu.

Janina Paradowska

Publicystka "Polityki". Ma 66 lat

Będziemy bezpieczniejsi

Wczorajszy dzień był sukcesem tych wszystkich, którzy prowadzili negocjacje w sprawie instalacji tarczy i starali się o jak najlepsze warunki - czyli sukcesem poprzedniego i obecnego rządu oraz prezydenta - sukcesem ponadpolitycznym. Szkoda by było go zmarnować przez prywatne ambicyjki poszczególnych polityków. Nie zapominajmy też, że to dopiero pierwszy krok i droga do instalacji tarczy jest jeszcze daleka. Przecież musi to jeszcze ratyfikować nasz parlament, zmienia się też prezydent w Stanach Zjednoczonych... Choć oczywiście polityka amerykańska cechuje się kontynuacją. Bardzo przykra, w najwyższym stopniu niepokojąca, jest atmosfera zagrożenia, która pojawiła sie wokół tej tarczy. Właśnie ona zmusiła polską i amerykańską stronę do szybkich działań i podpisania porozumienia. To, że stało się to właśnie teraz nie jest przypadkiem, lecz wynika z ogólnoświatowych uwarunkowań - głównie z zachowania Rosji. I jeżeli patrzy się na to z szerszej perspektywy, to sytuacja jest wyjątkowo nieciekawa. Nasze bezpieczeństwo na pewno się zwiększy - Amerykanie będą mieli czujniejsze oko na terytorium Polski, choćby tylko dlatego, że będą tu posiadać strategicznie ważny dla nich obiekt - natomiast na świecie na pewno bezpieczniej nie będzie. Imperialistyczne zapędy Rosji są bardzo niebezpieczne i gdyby miało dojść do zagrożenia ze strony tego kraju, to bateria rakiet Patriot przed niczym nas nie uchroni. Po prostu Amerykanie - będąc jeszcze silniej z nami związani - zareagowaliby w takiej sytuacji szybciej, niż to jest zapisane w umowach NATO. Zatem strach przed tym, co się może wydarzyć na świecie - strach na myśl o kierunku, w którym zdaje się on podążać - psuje radość z wczorajszego wydarzenia. W żadnym wypadku nie nazwę więc go wydarzeniem radosnym.

Dorota Gawryluk

Dziennikarka telewizji Polsat. Prowadzi program "Dorota Gawryluk. Konfrontacje."

To był najważniejszy dzień od naszej akcesji do NATO

To był najważniejszy dzień i najważniejsza dla nas decyzja od marca 1999 roku, gdy wstąpiliśmy do NATO. Bez wątpienia warunki, jakie udało się naszemu rządowi ostatecznie wynegocjować, są najlepsze z możliwych, ale od baterii rakiet Patriot, które będą rozlokowane na naszym terytorium, może jeszcze ważniejsze jest przekonanie o tym, że nasz kraj naprawdę stał się ważny w amerykańskim systemie bezpieczeństwa. Z wielu powodów nie będziemy dla USA partnerem o znaczeniu tak strategicznym, jak Izrael czy Turcja, ale jeśli nad Wisłą stacjonować będzie amerykański garnizon, to rzeczywiście podnosi to nasze stosunki na nowy poziom.

"Nigdy nie bój się negocjować, ale nigdy nie negocjuj dlatego, że się boisz". To słynne zdanie wypowiedziane niegdyś przez prezydenta Kennedy'ego jest jednym z fundamentów amerykańskiej negocjacji i dobrze pasuje też do sytuacji, w jakiej nasza polityka zagraniczna znalazła się po tym, co w ostatnich dniach stało się w Gruzji. I ma kolosalne znaczenie dla podpisania umowy o tarczy. Obserwując przez ponad rok przebieg naszych negocjacji zza oceanu, miałem wrażenie, że Amerykanie i Polacy są przekonani, że żyją w zupełnie dwóch różnych światach.

Po roku 1989, po wycofaniu wojsk radzieckich, wejściu do NATO i Unii Europejskiej daliśmy się chyba ponieść uniesieniu, które zachodnich Europejczyków porwało wcześniej. Przekonaniu, że przez długi czas nasz kontynent będzie bezpieczny, a spory międzynarodowe najlepiej rozwiązywać - nie wysyłając elitarną 82. brygadę spadochronową, jak robią to Amerykanie, ale kupując bilety lotnicze negocjatorom. To zasadnicza różnica w widzeniu świata pomiędzy starym i nowym kontynentem. Amerykanie wierzą, że świat dookoła nas wcale nie jest przyjazny i lepiej być na to dobrze przygotowanym. Amerykanie mają kłopoty z wygraniem pokoju w Iraku, ale nikt nie ma wątpliwości, że wygraliby każdą wojnę. Ich budżet obronny wynosi niemal tyle, ile wydaje na zbrojenia cała reszta świata razem wzięta. Od czasów prezydentury Busha seniora USA są przygotowane do prowadzenia dwóch wojen na dużą skalę w dwóch częściach świata jednocześnie.

W zderzeniu z Gruzją - rosyjska armia może wydawać się potęgą, ale tak naprawdę jej zapóźnienie technologiczne w stosunku do USA jest w tej chwili o wiele większe niż wtedy, gdy kończyła się zimna wojna. Jest wiele racji w pretensji Europy o to, że Amerykanie zbyt łatwo decydują się na użycie siły. Tyle że Europa nie używa jej nie dlatego że jest tak szlachetna, ale dlatego że po prostu jej nie ma. W Ô99 roku nie była w stanie samodzielnie przeprowadzić operacji w obronie Kosowa. Europejscy dyplomaci mogą mieć talent do wygłaszania patetycznych deklaracji, ale jak trzeba było wysłać powietrzne siły zbrojne, to w 95 proc. obowiązek ten musieli wziąć na siebie Amerykanie, bo Europa nie była w stanie zorganizować odpowiednich sił.

Być może dopiero wydarzenia w Gruzji pokazały Europie, że świat dookoła nie jest tak przyjazny, jak jej się do tej pory wydawało. Zagrożenie islamskim fundamentalizmem i zamachami takimi jak ten z 11 września nie jest jedynym wyzwaniem, przed jakim być może przyjdzie nam stanąć.

Dopóki można - lepiej negocjować niż wysyłać wojska, ale nasz partner nie powinien mieć wrażenia, że negocjujemy ze strachu. Umowa o tarczy antyrakietowej i współpracy wojskowej z Ameryką to początek budowania takiej pozycji, byśmy sami wobec siebie mieli poczucie, że nie będziemy musieli z kimś rozmawiać dlatego, że się boimy, ale dlatego, że uważamy, że tak jest lepiej.

Piotr Kraśko

Były korespondent TVP w USA. Prowadzi "Wiadomości"

Wbrew temu, co się mówi, tarcza jest bronią agresywną

Niektórym się wydaje, że wczorajsze złożenie podpisów to już kropka - i wszystko jasne. Moim zdaniem to przecinek i to nie bardzo wiadomo, w jakim tekście. System, o którym mowa, całościowo ma powstać do 2035 roku. Większość uczestników tej uroczystości nie będzie już wtedy żyła. Jest więc to bardzo odległa perspektywa. Świat w tym czasie będzie ewoluował technologicznie - spójrzmy, jak wyglądała technologia 30 lat temu, a jak wygląda dzisiaj - sytuacja geopolityczna też będzie ulegać zmianie. Krótko mówiąc, będzie to zupełnie inny świat. Mówimy o świecie, w którym według obecnych prognoz wiodącym mocarstwem będą Chiny, posiadające pod każdym względem potencjał większy niż cały Zachód razem wzięty. W najbliższych latach czekają nas nowe regulacje dotyczące zbrojeń strategicznych. Tarcza, wbrew temu, co mówi prezydent, jest bronią szalenie agresywną, gdyż narusza równowagę strategiczną pomiędzy Rosją a Stanami Zjednoczonymi. Narusza najważniejszą tkankę tej równowagi, którą jest wzajemne odstraszanie. Gdyby tarcza działała skutecznie, to by znaczyło, że na atak amerykański Rosja już nie będzie mogła odpowiedzieć. Przecież taki bezkarny atak, z punktu widzenia Rosji, jest nie do przyjęcia. Gdyby ten projekt się posuwał dalej, to niewątpliwie uruchamiałby nowy wyścig zbrojeń na niewyobrażalną dotąd skalę. W tym sensie jest bardzo niebezpieczny nawet nie tyle militarnie, co gospodarczo. Jak się patrzy na słabnięcie potencjału gospodarczego Zachodu wobec Rosji i Chin, to widać, że nasza szansa na wygranie nowego wyścigu zbrojeń jest niewielka. Nie będziemy w stanie wydawać na ten cel takich pieniędzy, jakie są w stanie wydawać dwa wielkie rynkowe autorytaryzmy. Instalacja elementów tarczy w Polsce jest więc dla mnie przedsięwzięciem wątpliwym i nie widzę żadnego argumentu potwierdzającego dobry nastrój tych, którzy twierdzą, że to sukces.

Jacek Żakowski

Publicysta "Polityki". Ma 51 lat