Beata Maciejewska jest posłanką z okręgu gdańskiego, gdzie zwykle była bardzo aktywna. Informowała także w mediach społecznościowych o poczynaniach Lewicy. Ostatnio jednak przestała się udzielać. Jak dowiedziała się „Gazeta Wyborcza”, posłanka już w maju została zawieszona w prawach członka partii przez kierownictwo, a co więcej, została także zawiadomiona prokuratura.
Winne mają być nagrania uwiecznieni ona przez współpracowników Beaty Maciejewskiej, na których rzekomo zarejestrowane jest, jak polityczka źle wypowiada się o swoich pracownikach oraz o współprzewodniczącym Lewicy Włodzimierzu Czarzastym, a ponadto mobbinguje i narusza prawa pracownicze. Razem to ponad 30 godzin nagrań. Jak podaje „Wyborcza”, nie udało się dotrzeć do nagrań, jednak miały je usłyszeć tylko niektóre osoby.
- Mogę potwierdzić, że posłanka Maciejewska została zawieszona w maju, po tym jak kierownictwo partii dowiedziało się o tych nagraniach. Sprawa była na tyle poważna, że Nowa Lewica skierowała sprawę do wyjaśnienia prokuraturze i oddała do sądu partyjnego. Postępowanie przed sądem partyjnym trwa i jeszcze się nie zakończyło i trudno powiedzieć, czy zakończy się przed ostatecznym ułożeniem list wyborczych - mówi „Wyborczej” rzecznik Nowej Lewicy Marek Kacprzak.
Na temat nagrań wypowiedziała się sama Beata Maciejewska, która nie uważa, żeby zarejestrowały mobbing czy łamanie praw pracowniczych. - Na tych nagraniach są moje prywatne rozmowy z pracownikiem biura o innych osobach. Nagrania pochodzą sprzed ponad dwóch lat, kiedy mieliśmy na lewicy trudny czas łączenia się dwóch partii - SLD i Wiosny. To był czas niełatwych rozmów, rywalizacji frakcyjnej i na prywatnych spotkaniach mówiło się różne rzeczy. Owszem, wypowiadam się tam krytycznie o różnych osobach z partii czy naszego środowiska, opowiadam, jak mi się z niektórymi ludźmi nie najlepiej współpracuje, także z naszego biura, ale nie ma mowy o mobbingu! – skomentowała w rozmowie z „Wyborczą”.