"Super Express": - "16 ofiar tej tragedii to zapowiedź EURO 2012", stwierdził na naszych łamach Bogusław Liberadzki, były minister transportu z SLD, ale też ekspert w tej dziedzinie. Nie jest to polityk szczególnie zajadły wobec rządu, a tu wypowiedział się ostro.
Eryk Kłossowski: - Powiedział tak właśnie dlatego, że jest ekspertem i w tym przypadku wie co mówi. To może być prorocza zapowiedź i jego słowa nie są przesadzone. Ten sezon, a może sezony katastrof kolejowych, które nadchodzą, będą efektem lat zaniedbań w inwestycjach i utrzymywaniu infrastruktury kolejowej.
- Rząd i organizatorzy EURO twierdzą, że przed EURO 2012 wiele rzeczy na kolei się zmieniło...
- Ile się zmieniło? Przecież to jest kropla w morzu potrzeb. Mamy zresztą wskaźnik, który to pokazuje. Poziom absorpcji środków UE na kolei jest rzędu 1 proc.
- Do wypadku doszło jednak na wyremontowanym odcinku, który skorzystał z tego 1 proc. Obrońcy rządu podkreślają, że to generalizowanie nie może dotyczyć tej katastrofy, że błędy ludzkie zdarzają się wszędzie.
- Na wyremontowanym, ale wyposażonym w przekaźniki elektromagnetyczne. To jest sprzęt w przypadku nowoczesnego transportu przedpotopowy, w najlepszym wypadku gdzieś z lat 70. Próbuje się tu łączyć elementy nowoczesnej infrastruktury z tą, która jest już z ubiegłych epok.
- Opisuje to pan tak, jakby nowoczesnego mercedesa starano się wyposażyć w drewniane koła od dawnego chłopskiego wozu...
- To dobre porównanie. Pewnych rzeczy połączyć się nie da. I nie chodzi przecież o to, że nie ma pieniędzy. Wspomniałem już 1 proc. wykorzystanych środków UE. Pozostałe 99 proc. można było świetnie spożytkować.
- Kto jest winien stracie tych 99 proc.? Kolej? Rząd?
- Ta wina się rozkłada na kilka ośrodków. Mamy kompletnie przeregulowany system dopuszczeń wykonawców i projektantów w branży kolejowej. Mamy kiepski zasób kadrowy. To rząd decyduje też o obsadzaniu kierowniczych stanowisk na kolei. Nie ma jednak żadnego planu. Wszyscy wiedzą, że gwarantem minimalnego poziomu bezpieczeństwa jest ETCS - Europejski System Sterowania Pociągiem. W Polsce wejdzie w życie tylko na jednym odcinku od Grodziska Mazowieckiego do Zawiercia na TLK! A i to pod koniec roku.
- Dlaczego nasi politycy z takim uporem chcą inwestować w drogi i autostrady, a brzydzą się koleją? Były wiceminister gospodarki Krzysztof Tchórzewski z PiS podejrzewa, że najważniejsi politycy z rządu chcą podbudować swoją pozycję w Europie, zwracając część środków unijnych do wspólnej kasy, np. na wsparcie Grecji.
- To raczej przesada, aż o taki euroaltruizm bym ich nie podejrzewał, ale kto wie? Problem widzę raczej w tym, że koleje w przeciwieństwie do dróg i autostrad są dla polityków zbyt mało spektakularne. Kolei w ogóle więc nie rozwijano. Nawet nie planowano rewitalizacji. A to dlatego, że te inwestycje nie są aż tak widoczne gołym okiem dla przeciętnego wyborcy. Orliki są widoczne, drogi i autostrady też - polityk pojedzie przeciąć wstęgę i później nieustannie się po nich jeździ. Przeciętnemu wyborcy nie da się PR-owsko sprzedać inwestycji kolejowych tak jak tych drogowych.
- Minister Bieńkowskiej wytyka się, że z uporem chce przesunięcia środków unijnych z kolei na drogi, nawet gdy grozi nam ich strata...
- Chce przesunięcia zapewne z podobnego powodu, dla którego politycy wolą autostrady od kolei. Jak politycy z obecnego rządu sprzedadzą unijne inwestycje wyborcom w kampanii? Podniesienie absorpcji środków UE z poziomu 1 proc. do np. 50 proc. wymagałoby pewnego wysiłku i jest raczej niemożliwe w półtora roku. Wolą więc odpuścić i podjąć próbę, by dosypać je tam, gdzie w świetle kamer będzie można przeciąć kilka kolejnych wstęg.
- Ostatnie półtora roku to pięć poważniejszych wypadków na kolei. Dlaczego akurat teraz są tak częste?
- Większość urządzeń i sprzętu pochodzi z lat 60. i 70. 30-40 lat to zapewne żywotność większości urządzeń technicznych, a i to w najlepszym wypadku. To podejście polityków, postrzegających inwestycje wyłącznie pod kątem tego, jak uda je się sprzedać wyborcom, jest o tyle bezsensowne, że poprawa bezpieczeństwa i stanu kolei nie wymagałaby wcale wielkich zmian. Przede wszystkim strukturalnych.
- Jak powinno to wyglądać?
- Działalność zarządczą infrastruktury kolejowej zorganizowano w formie spółki prawa handlowego. Czyli podmiotu zarobkowego, który ma dbać głównie o wynik finansowy. Inwestycje w bezpieczeństwo pogarszają ten bieżący wynik, więc mają inny cel niż pasażerowie. Powinniśmy z tego zrezygnować. Proszę zwrócić uwagę na Wielką Brytanię...
- Tam koleje są prywatne...
- Przewoźnicy są prywatni, natomiast infrastrukturą kolejową zarządza organizacja non profit. Nie może działać dla zysku, bo ma inne cele. I takie uspółdzielnienie polskich linii kolejowych mogłoby się stać początkiem procesu ich uzdrawiania.
- Politycy koalicji rządzącej po katastrofie pod Szczekocinami podkreślali, że "takie katastrofy mogą zdarzyć się wszędzie". Przypomnieli katastrofę w Belgii, w Niemczech...
- Niech dalej tak się pocieszają, zaklinając rzeczywistość. Niech czekają na najgorsze, aż worek z katastrofami rozwiąże się na dobre. Wówczas też będą tak nas pocieszali, szukając przykładów u innych? Nie sądzę zresztą, by we wspomnianych krajach statystyki pokazywały pięć dużych katastrof na 18 miesięcy, jak miało to miejsce u nas...
Eryk Kłossowski
Adwokat, ekspert ds. transportu publicznego Instytutu Jagiellońskiego