Ośmiolatka pana Baracka to rzeczywiście czas samych zrealizowanych obietnic wyborczych. Spójrzmy najpierw na nasz kraj. Jeździcie do USA bez wiz? Mnie się to jakoś ostatnio nie udało. Byłem w grudniu. Za dwie wizy 1200 złotych. Zauważyliście jakąś tarczę antyrakietową na naszej wschodniej granicy? Ja nie. Zauważyłem za to w mediach rosnącą liczbę rosyjskich rakiet Iskander mogących wylecieć akurat z Kaliningradu, dolecieć do Warszawy i zostawić tu coś bardzo niemiłego. Ale w końcu co Obamę obchodzi Polska? To amerykański prezydent. Za bardzo nawet nie wie, gdzie jest Kraków, bo w Warszawie był. Ale musiał się za to nauczyć, gdzie jest Krym, bo ocieplenie stosunków z Rosją, tak zwany obamowski "reset", właśnie zajęciem Krymu się skończyło. Sytuację na Bliskim Wschodzie pan Obama tak skutecznie rozwiązał, że wyrosło straszliwe państwo islamskie, przyduszone finalnie przez sojusz prezydentów Asada i Putina, którzy w stosowanych standardach wiele od ISIS się nie różnią. Obama obiecał Amerykanom masę rzeczy. Na przykład powszechną opiekę zdrowotną. Wprowadził za pomocą Kongresu słynną ustawę Obamacare. Tak udaną, że to dzięki m.in. niej Donald Trump wygrał wybory. Owszem, powszechny system ubezpieczeniowy powstał, tyle że koszt uczestnictwa w nim przerastał koszt uczestnictwa w lecznictwie prywatnym albo wysokość składek płaconych na kredyty hipoteczne. Oprócz tego obiecał Amerykanom walkę z dostępem do broni, załagodzenie waśni narodowościowych, bezpieczne miasta dzięki edukacji i różnym programom, które wyjaśnią ludziom, jak żyć. To charakterystyczne, że swoje przemówienie miał w Chicago. W zeszłym roku ponad 4000 osób zostało tam rannych lub zabitych w strzelaninach. Jest to jeden z rekordów. Jakby toczyła się mała wojna. Osiem lat temu pierwszy czarnoskóry prezydent szedł do władzy z wielkim hasłem "Hope" - "Nadzieja". Nie po raz pierwszy okazało się, że nadzieja jest matką frajerów, a mądrzy posługują się wiedzą.
Zobacz także: Wiesław Gałązka: Kijowski to pięta achillesowa KOD