Rafał Trzaskowski nie wydał zgody na Marsz Niepodległości. Najpierw pieszy, a potem także – o dziwo – samochodowy. Przyczyną jest oczywiście koronawirus i epidemia. I w sumie można by temu przyklasnąć, gdyby nie to, że dwa tygodnie temu ten sam polityk zagrzewał ludzi do udziału w demonstracjach Strajku Kobiet. Nie wydaje się, by na jednej manifestacji można było złapać wirusa, a na drugiej nie, koronawius zdaje się nie ma poglądów, więc oczywistym jest, że przyczyny są polityczne.No dobrze, Rafał Trzaskowski Marszu Niepodległości nie lubi, a antyrządowe protesty lubił. Jako nie tylko polityk, ale i wysoki urzędnik niby powinien być bezstronny, ale tacy urzędnicy to są w książkach do historii i to raczej tych do podstawówki. Jest jednak jeszcze jeden problem. Kiedy Trzaskowski walczył z Andrzejem Dudą o prezydenturę i potrzebował głosów wyborców Krzysztofa Bosaka to zapewniał narodowców, że właściwie to on nawet sam mógłby w tym marszu pójść i absolutnie nie jest przeciwko, byleby nieodpowiednich haseł nie było. Co ciekawe, część się nabrała. Odbyło się to nie bez udziału ludzi Romana Giertycha aktywnych w Konfederacji, szczególnie wokoło dawnego UPR i jego organu prasowego „Najwyższego Czasu!”.Oczywiście Konfederaci też nie wyciągną wniosków i nie pogonią swoich „kolegów”, Warszawiacy będą dalej głosować na pana Rafała i tak dalej, bo w Polsce po prostu wszyscy się przyzwyczaili, że politycy to banda zakłamanych hipokrytów i nikt się tym nie przejmuje, a najmniej już prezydent Warszawy. W książce Ili Erenburga o pechowym żydowskim włóczędze Lejzorku Rojtszwańcu jest taka scena, kiedy bohater przyjechał na tereny przyszłego Izraela i szukał pracy wśród swoich. Kiedy powiedział, że jest krawcem poradzono mu by wyjechał, bo „krawców u nas więcej niż spodni”. A u nas jest inaczej. Wkrótce politycznych łgarzy będzie więcej niż wyborców, a i tak działa.
Wiktor Świetlik o Marszu Niepodległości w stolicy: Moda na frajerstwo
2020-11-11
16:08
Pamiętacie taką starą piosenkę Zdzisławy Sośnickiej pod tytułem „Kłamiesz”. Było tam o kobiecie, która wie, że ją facet okłamuje, ale mimo to go kochała. Szło to między innymi tak: „Każda nutka jest kłamliwa w twej piosence. No i jakże mam uwierzyć, kiedy wiem, że ty mi kłamiesz”. Myślę, że taki swoisty syndrom sztokholmski – uzależnienie ofiary kłamczucha od jego osoby jest jedynym sposobem jakim można wytłumaczyć w Stolicy popularność jej prezydenta.