Dlaczego zaatakował Pawła Adamowicza? Skąd wziął nóż? Jak dostał się na scenę, na której dopadł swoją ofiarę? Te i wiele innych pytań śledczy zadawali Stefanowi W. Nożownik nie odpowiadał na te pytania. Jak ustaliliśmy, do tragicznego w skutkach czynu odniósł się tylko jednym zdaniem. - Tak jakoś to wyszło – powiedział tylko. Przypomnijmy – postawiono mu zarzut zabójstwa z motywacji zasługującej na szczególne potępienie, ale do zabójstwa się nie przyznał.
W „Super Expressie” ujawniliśmy zarówno problemy psychiatryczne jak i skłonności do agresji, które przejawiał nożownik. Teraz ustaliliśmy również, jak Stefan W. funkcjonował w więziennym świecie! – Nie miał pozycji w subkulturze więziennej, nie grypsował – opowiada nasze źródło z resortu sprawiedliwości. – Nie pojawiał się także na siłowni, co w kontekście życia osadzonych jest dość istotne – usłyszeliśmy.
Jak ustaliliśmy nieoficjalnie, podczas ponad 5-letniego pobytu w zakładach karnych zabójca Pawła Adamowicza najczęściej spotykał się na widzeniach z rodziną. – Często przychodzili bracia, ale najwięcej spotykał się z matką – zapewnia nas jeden z wysokich urzędników Ministerstwa Sprawiedliwości.
„Gazeta Wyborcza” podała, że 30 listopada to właśnie matka Stefana W. informowała policję o niebezpieczeństwie, które miał stwarzać jej syn. Podała konkretne groźby! W treści notatki przekazanej przez policję Służbie Więziennej odnotowano m.in., że nożownik chciał „wziąć maczetę i pojechać do Warszawy”. Kilka tygodni później zamordował Pawła Adamowicza...