minister PIOTR GLIŃSKI

i

Autor: Piotr Gliński/SUPER EXPRESS minister PIOTR GLIŃSKI

WIcepremier Piotr Gliński: Choć jesteśmy podzieleni musimy budować wspólnotę

2018-11-10 5:00

Z wicepremierem, ministrem kultury i dziedzictwa narodowego prof. Piotrem Glińskim, rozmawia wicenaczelny "Super Expressu", Hubert Biskupski.

„Super Express”: – Czy Polacy potrafią być jeszcze wspólnotą? Czy potrafimy cieszyć się wspólnie z rocznicy odzyskania niepodległości, czy może podziały są tak głębokie, że nie powinniśmy oczekiwać, żeby w jednym marszu poszli wszyscy?
Piotr Gliński: – To jest trudne. Podziały są naturalne, ale obowiązkiem nas wszystkich jest szukanie porozumienia. Historia, i ta stara z PRL i ta z ostatnich lat, mocno nas podzieliła, ale to nie zwalnia nikogo z obowiązku myślenia o wspólnocie i budowania jej.
– Ze strony internetowej Ministerstwa Kultury można dowiedzieć się o kilku tysiącach wydarzeń organizowanych z okazji 100-lecia odzyskania niepodległości. Opinia publiczna ogniskuje się jednak na kilku wydarzeniach wzbudzających olbrzymie kontrowersje. To głównie Marsz Niepodległości i związane z nim zamieszanie, czy chaos towarzyszący przyjmowaniu ustawy o dniu wolnym 12 listopada. Odnoszę wrażenie, że rząd nie poradził sobie z PR-em, a jeżeli chodzi o marsz to także z kwestiami organizacyjnymi.
– A co to jest „opinia publiczna”? To ci, którzy piszą na Twitterze? Ci, którzy piszą na Facebooku? Czy to może silne media, które próbują narzucić swoją narrację? Większość mediów w Polsce jest związana z obecną opozycją polityczną. I myślę, że przeciętny Polak raczej nie uczestniczy w tej dyskusji na temat Marszu. I raczej odetchnął, jak usłyszał o decyzji prezydenta i polskiego rządu, że marsz 11 listopada będzie marszem państwowym.
- I po problemie?
- Tak, bo wynikał on z kontekstu politycznego. Oczywiście opozycja i media z nią związane są bardzo zainteresowane, żeby ten spór i napięcie w Polsce nadal podgrzewać. Opozycja w Polsce nie ma argumentów merytorycznych i programowych. Niekiedy nawet nie musi…
- To znaczy?
- Przecież gdyby argumenty merytoryczne i programowe decydowały o wyniku wyborów w Warszawie, to ta ekipa w życiu nie mogłaby być po raz kolejny wybrana! Zadecydowały jednak emocje. I ja nie oceniam wyborców, mają prawo do takiej decyzji. Uleganie emocjom jest zrozumiałe. Tyle, że w Polsce emocje zdominowały życie polityczne. I to te złe, celowo budowane, wzywające do nienawiści. Opozycja przegrywając merytorycznie, kompromitując się programowo, zapowiadając nasze rządy jako tragedię budżetową, gospodarczą, musi grać na emocjach, bo przecież nie może na faktach. To niedobrze, dla Polski, demokracji, dla nas wszystkich. Ale taka jest rzeczywistość. I w tym kontekście wynajduje się najróżniejsze wydarzenia, wokół których te emocje można ogniskować.

- Które wydarzenia?
- Na przykład strajki. Mieliśmy ukryty strajk w policji. W sytuacji, w której policja nigdy w historii III RP nie dostała takiego wsparcia od państwa jak dziś! I są planowane kolejne podwyżki, a także modernizacja służb, która sprawia, że będą one pracować w lepszych warunkach. I nagle mamy polityczny protest. Marsz też został wykreowany na główne wydarzenie 11 listopada poprzez podgrzewanie takich emocji. Te marsze już wcześniej służyły do prowokacji. Pamiętamy, co mówiono na taśmach. Kto prowokował, za rządów PO–PSL. Polski rząd prowokował wtedy swoje społeczeństwo i mówił o tym wysoko postawiony funkcjonariusz służb!
- A teraz jest rząd PiS a problem z Marszem Niepodległości, problem z jego organizatorami pozostał. Nie lepiej by było wypromować jakieś centralne wydarzenie, jakiś główny punkt obchodów stulecia odzyskania niepodległości, bo można odnieść wrażenie, że stał się nim ten Marsz?
- Ależ mamy takie centralne wydarzenie. Na pl. Piłsudskiego 11 listopada o 12.00 będzie państwowa uroczystość i śpiewanie hymnu polskiego przez wszystkich Polaków. Kto będzie chciał, kilkaset zgłoszeń mamy oficjalnych, nieoficjalnie będzie to znacznie więcej. Dzień wcześniej, w sobotę na Stadionie PGE Narodowym, będzie koncert na który wszystkich zapraszam. Pierwszy raz w historii jeden koncert transmitowany przez pięć stacji telewizyjnych na co dzień ze sobą konkurujących. Trzy stacje na żywo, dwie z małym poślizgiem. Tego jeszcze nie było, stacje na co dzień zaangażowane w politykę podeszły do tego odpowiedzialnie. Jeżeli pan Michnik z panem Schetyną nic nie zepsują, nie każą w tych mediach komuś inaczej funkcjonować, to może będzie wreszcie coś ponad podziałami... Teza, że powinno być jedno, główne wydarzenie została jednak z góry narzucona.
- A nie powinno być?
- Nie. Ktoś narzucił taką tezę, że to musi być jedno wydarzenie, od którego zależy jakieś katharsis. A myśmy uważali i znalazło się to w założeniach programu „Niepodległa”, że to ma być pięć czy nawet sześć lat i tysiące wydarzeń i imprez przez ten czas. To ma być nasze wspólne, obywatelskie. Rozpisaliśmy to tak, jak tworzyła się polska niepodległość. Pięć lat, bo ostatnie Powstanie Śląskie było w 1922 roku. Z czego ogromna większość wytworzona organizowana oddolnie przez obywateli. I nas się pyta, gdzie są pieniądze na te wydarzenia?!
- To i ja zapytam, gdzie jest tych 240 mln zł przeznaczonych na obchody?
- U obywateli! Przeprowadziliśmy dwa ogólnopolskie i jeden zagraniczny konkurs. Będą kolejne. Chodziło o to, by ludzie sami obchodzili tę rocznicę tak, jak tego chcą przez organizacje pozarządowe i samorządowe instytucje. W największych muzeach narodowych w Warszawie i Krakowie po trzy wspaniałe, wielkie wystawy. Tysiące takich wydarzeń zostało zainspirowanych dzięki programowi „Niepodległa.” I to jest siła tego programu. Choć centralne wydarzenia też będą.
- Jakie?
- Jest kilka kluczowych. Podkreślmy, że we wspomnianym koncercie na PGE Narodowym każdy utwór będzie poprzedzony minutowym spotem historycznym, które zrobił Jarosław Szoda. Cieszę się na to i mam nadzieję, że to będzie wielki sukces. Do tego festiwal niepodległej na Krakowskim Przedmieściu i także KPRM. Trzy sceny, czas dla rodzin, działania relaksacyjno-edukacyjno-historyczne na Krakowskim Przedmieściu, wieczorem w Teatrze Wielkim koncert galowy, który kończy projekt 100/100.
- Co to za projekt?
- Projekt Polskiego Wydawnictwa Muzycznego. Też przez nas uratowanego, bo podobnie jak PIW było już skomercjalizowane i miało pójść w cholerę! To wydanie i opracowanie na nowo stu utworów polskiej muzyki. Tam są wszyscy. Szymanowski, Penderecki, Kilar, Górecki, ale także Agata Zubel, czy Paweł Szymański, który lata z jakimiś podkoszulkami, protestuje przeciwko nam, ale też uczestniczy w tym projekcie, bo skomponował dobry utwór! To wszystko zostanie odegrane 11 listopada na 22 scenach na całym świecie, przez polskie i nie tylko polskie orkiestry. Od rana do wieczora, od Melbourne po Nowy Jork. A następnego dnia też rzecz wyjątkowa, przygotowana przez nas wspólnie z Polsatem film koloryzowany „Niepodległa”. Genialna, intrygująca rzecz z międzywojennych kronik filmowych. W większości nieznanych. W programach „Niepodległa” uczestniczą i Krystian Lupa i Jan Klata, którzy wylewają na mnie pomyje. Spektakli jest 56, koncertów 76. Tylko w tym roku w programie zagranicznym. Mógłbym tak wymieniać i wymieniać. Nie było czegoś takiego w historii polskiej kultury! Trzeba to wszystko zobaczyć, a dla was to rzecz do pożarcia.

– Wydarzenia w ramach programu „Niepodległa” będą organizowane, jak pan powiedział, do2022 roku. Czy będzie można jeszcze aplikować o wsparcie finansowe, jeżeli coś się chce zorganizować?
– Będzie najprawdopodobniej jeszcze konkurs. Na razie chcemy zamknąć te główne obchody. 400 imprez poza granicami Polski. 260 już się odbyło lub odbywa. Kobro i Strzemiński w Centre Pompidou w Paryżu to był wielki sukces. Do tego Wilno, Ryga. A także Azja, bo tam jest kilka mocnych rynków jak Japonia, Korea, Chiny. No i Stany Zjednoczone, które są da nas ważne z wielu względów. W Stanach np. jest fascynujący projekt, świetnie pomyślany, nawet nie wiem, kto to wymyślił, ale ktoś w Instytucie Adama Mickiewicza: wspieramy produkcję musicali poświęconych Paderewskiemu w dziesięciu szkołach artystycznych na kampusach uniwersyteckich. I komisja złożona z producentów broadwayowskich wybierze najlepszych. Chcemy wprowadzić tę produkcję na Broadway.
– Ambitnie…
– Doskonale pomyślane! Bo po pierwsze, zaprzęgamy w to Amerykanów, a w USA Paderewski jest wciąż znany, kiedyś był gwiazdą na skalę Beatlesów. Wciągamy też środowiska artystyczne, żeby przy tym pracowały, szkoły i producentów, by za nasze pieniądze wybrali coś najlepszego i potem to wystawili. Chcemy, by nasza kultura weszła do repertuaru tamtego świata.
– Na koniec chciałem zapytać o politykę historyczną. Czym jest, jak ma wyglądać i czy państwo w ogóle powinno ją prowadzić?
– Nie ma na świecie państwa, które nie uprawia polityki historycznej. A uprawiają ją przede wszystkim ci, którzy mówią, że jej nie uprawiają… Uprawiał ja nawet Donald Tusk. Miał prof. Machcewicza na etacie, choć pan profesor krzyczy teraz, że jest historykiem. Ale przez lata brał pieniądze za rolę polityczną. Najsilniejsze kraje uprawiają tę politykę najmocniej.
– A my?
– My od trzech lat budujemy narzędzia, które mają temu służyć. Instytut Adama Mickiewicza, Instytuty Polskie. Dajemy możliwości twórcze naszym artystom - to też jest polityka historyczna. Budowa sieci muzeów.
– I Muzeum II wojny światowej prof. Machcewicza, o którym już pan wspominał?
– Tam były rzeczy zupełnie niebywałe. W tej ekspozycji, którą przygotowali, brakowało zupełnie oczywistych symboli historii Polski. My zbudujemy też wreszcie Muzeum Historii Polski, którego z niewiadomych powodów nie budowano. Mam nadzieję, że za 2 lata i 4 miesiące będzie to muzeum gotowe. Polityka historyczna to próba przedstawienia innym naszej narracji...
- I zderzamy się z narracją rosyjską, niemiecką, żeby wymienić tylko naszych sąsiadów, za którymi stoi ogromna machina…
– Większe pieniądze i większe możliwości. Niemcy pobudowali te instytucje kiedy jeszcze mogli, bo dziś Unia Europejska nie pozwoliłaby im pewnych rzeczy zrobić. Nam nie pozwala!
- Jak to?
- Ze względu na pewne regulacje UE nie możemy np. powołać anglojęzycznej telewizji. Polacy nawet nie zdają sobie z tego sprawy. Byłoby to potraktowane jako nielegalna pomoc publiczna. Rosjanie nie muszą się na to oglądać, robią co chcą.
– Rosjanie nie są w Unii. I jak przy naszej mizerii finansowej a często i organizacyjnej, mamy konkurować z tymi największymi?
– Pomimo tych przeszkód staramy się krok po kroku to robić. Program „Niepodległa” w tym pomaga. Podpisujemy np. umowę z MSZ na ścisłą współpracę Instytutu Adama Mickiewicza z Instytutami Polskimi. Tego wcześniej nie było. Poprzednicy to zaniedbali! Znowelizowaliśmy ustawę o prowadzeniu działalności kulturalnej, dzięki czemu możemy wspierać instytucje polonijne kultury – muzea, archiwa, biblioteki, które są na całym świecie. Prawie 30 takich instytucji. Powołaliśmy Instytut Polskiego Dziedzictwa Narodowego Za Granicą, czyli taki instytut operacyjny. Mają Niemcy Instytut Goethego. Mają Brytyjczycy British Council. Mają Instytut Cervantesa Hiszpanie. A Polacy nic nie mieli. Na szczęście teraz już będą mieli.